2012-03-08

Okęcie jak Lockerbie

"Pani się wróci. I buty zdjąć." ... "No to proszę sobie wziąć ochraniacze z kosza". Rechot. Wymiana rozbawionych spojrzeń spode łba miedzy kolegami: "Nooo, nie wiem, nie wiem... ale jak używane to mało." Uśmiech Jockera.
Piszczy bramka. "No proszę przechodzić" ... "Odwróci się Pan." - Słucham? - "No się Pan odwróci."
Kolejna osoba w kolejce. Młoda, atrakcyjna dziewczyna. "I jeszcze pasek niech Pani zdejmie. Buty. No a to ja mam wiedzieć co piszczy? No ja nie wiem, niech Pani zdejmuje co chce, żeby nie piszczało".  Wymiana rubasznych zerknięć między kolegami. Szczęka wygięta w ósemkę, jak u konia żującego siano. Źrenice uniesione, białka widać jak u Benny'ego Hilla. Ta sama rubaszność. Ale tutaj gratis. Koleżanka mundurowa z udawaną na potrzeby publiczności dezaprobatą potrząsa głową patrząc filuternie acz karcąco w stronę kolegów. Łobuziaki takie.

Okęcie                                                  Kredyt: Wikimedia Commons
Scenka z lotniska im. Fryderyka Szopena, Warszawa. W rolach głównych: lokalna straż graniczna. Role drugoplanowe: pasażerowie. Za każdym razem, kiedy tam jestem, zastanawiam się skąd się ta arogancka przaśność bierze. PRL-u nie pamiętają, bo za młodzi. Ale władczość jak u "funkcjonariuszy służb".  Można taką zobaczyć na lotnisku w Kijowie na przykład i w ogóle w tamtych rejonach. Niby nic człowiek nie zrobił, niczego nie przeskrobał, ale jakiś niepokój czuje, bo nie wiadomo co takiemu czynownikowi uzbrojonemu w Autorytet Władzy do głowy strzeli, więc lepiej przejść niezauważonym.  W Warszawie podobnie, bo widać w oczach pasażerów nieobytych z lokalnością ten sam niepokój i niedowierzanie skryte za sztucznym półuśmiechem. A jednak jest różnica. Bo tam są służbiście sztywni, a tu - nie: swą bezkompromisową wyniosłością przypominają raczej selekcjonerów-wykidajłów z nocnych klubów. Mają jakiś luz: naoglądali się amerykańskich filmów. Jak wyglądaliby w dresie i w kapturze? No nie, to już lepszy ten mundur. Spodnie moro, czarne t-shirty, spluwa, rękawiczki. Ufff... Szkoda, że Okęcie coraz nowocześniejsze, dach jest, nie ma powodu by oczy przed słońcem czarnymi okularami zasłaniać. Ale pasowałoby. Jak u policjantów z Miami by było.
Pamiętam, jak ktoś o pieniackiej widać naturze wyraził brak zrozumienia dla nieuzasadnionej jego zdaniem drobiazgowości kontroli laptopa i niegrzecznej obsługi.  "Robimy co do nas należy. A o Lockerbie [wymawiać LoKErby, z akcentem na ke] Pan słyszał?" Bezczelna uwaga pasażera-pieniacza, że gdy wtedy wybuchła bomba, nikt jeszcze nie słyszał o laptopach nie zrobiła wrażenia. Grożenie skargą do przełożonych rozbawiło strażników niepomiernie: "Aaaa... to bardzo prosimy. Za takie skargi to premie dostajemy". No tak. Nie pogadasz. Lepiej się nawet o pojemniki na ubrania i wyjmowane z kieszeni przedmioty nie upominać. Stoi sześciu chłopa wokół bramki, ludzie trzymają wszystko w rękach. Pasażerowie sami sobie jakoś pomogą, bo podawanie pojemników widać z godnością strażnika nie licuje.

Czasem się zastanawiam, dlaczego na poczcie, za sklepową ladą, w restauracjach albo na kolei wdrażanie "nowoczesnych, europejskich standardów" przyniosło poprawę a w tej akurat służbie nie? Kwestia munduru? Skoro funkcjonariusze straży granicznej wiedzą o Lockerbie, skoro powołują się na procedury, to pewnie mają jakieś szkolenia. Przydałoby się jakieś z zakresu kultury osobistej i podejścia do pasażera. Łatwiej byłoby na Okęciu czekać na samolot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...