2012-06-13

Euro-mity i euro-opinie

© Kadmos-Europa
Kto nie słyszał o unijnym zakazie sprzedaży krzywych ogórków? Albo krzywych bananów? Każdy słyszał, każdy zna i pewnie nie raz powtarzał, nawet, jeżeli bez problemu kupuje w sklepie "krzywe" ogórki i "krzywe" banany. To jeden najbardziej rozpowszechnionych euromitów – historyjek, mających ośmieszyć integrację europejską, UE i jej instytucje.
Euromity to specyficzna kategoria stereotypów – nie tworzą się same, tworzą je i rozpowszechniają przeciwnicy idei integracji europejskiej.
W euromitach zwykle odnaleźć można ziarno prawdy. Na przykład prawdą jest, że z pieniędzy unijnych są częściowo sfinansowane badania mające ustalić wartości odżywcze białek zawartych w owadach. Nie jest natomiast prawdą, że UE zamierza narzucić ludziom jedzenie "robaków" zamiast schabowego z kapustą.

My i oni
Schabowy z kapustą to dobry przykład zabiegu retorycznego opartego na kontraście między tym co bliskie i tym co obce. Wiadomo, Polakowi bliski schabowy: stereotyp narodowy zostaje użyty, by skonstruować stereotyp anty-unijny. To zresztą ciekawe zjawisko, bo takie narodowe odniesienie ogranicza terytorialnie działanie euromitu – w końcu nie wszyscy w Europie zajadają się schabowymi z kapustą. Przed przystąpieniem Polski do UE przeciwnicy integracji europejskiej posiłkowali się w swojej antyunijnej argumentacji informacjami zaczerpniętymi z eurosceptycznych portali brytyjskich. Są one niewyczerpanym źródłem euromitów, ale wiele z nich brzmi śmiesznie po przeniesieniu do Polski właśnie z powodu lokalnych uwarunkowań. Tak samo jak niezrozumiałe dla Brytyjczyka byłoby odniesienie do schabowego, tak w Polsce bezsensownie brzmią protesty przeciw rzekomemu unijnemu zamachowi na miary i jednostki (w końcu nie sprzedajemy mięsa na funty i nie mierzymy wysokości w stopach).
UE jest obca – jak jedzenie robaków. UE jest z innej planety – na tym zasadzają się wszystkie euromity. UE jest gdzieś poza nami. UE to oni – standardowy populistyczny zabieg polega na zarysowaniu i stałym pogłębianiu podziału między ludem (narodem, klasą społeczną) a tymi, którzy "trzymają władzę" (elitą, salonem, biurokracją).
Twórcy euromitów nie zawracają sobie głowy sposobem funkcjonowania UE. Stosują prosty podział: my i oni.

Narzucone decyzje
Dwubiegunowa, oparta na opozycji relacja "my-oni" pozwala autorom euromitów pominąć takie drobiazgi jak ten, że UE składa się z państw członkowskich. Wolą myśleć, że UE, ten obcy, zewnętrzny, autorytarny organ, coś państwom członkowskim narzuca. Prawdę mówiąc coś takiego jak państwa członkowskie też dla twórców euromitów zresztą nie istnieje. A skoro nie ma państw członkowskich, nie ma oczywiście w euro mitologii miejsca na powołane w drodze demokratycznych procesów rządy – ich premierów i ministrów, którzy faktycznie i w drodze konsensusu lub głosowania wspólnie podejmują decyzje, nie ma miejsca na parlament europejski – wybierany bezpośrednio przez obywateli UE, który wespół z Radą decyduje o większości prawodawstwa unijnego i o unijnym budżecie, nie ma Komisji Europejskiej, która przygotowuje projekty prawne. Gdyby przyjąć, że jest jak jest, euromity straciłyby większość swego blasku, bo okazałoby się ze głupie, niepotrzebne, absurdalne decyzje nie są narzucane przez enigmatyczną "Brukselę" tylko podejmowane przez polityków wybranych przez ludzi, przez ich rządy i przez wspólne organy tworzone przez te rządy.

Euro-absurdy
Obcość "Brukseli" to jednak tylko cześć retorycznej konstrukcji euromitów. Ta, która odnosi się do źródła "złych" decyzji. Są jeszcze same decyzje. Jak to już wyżej zostało napisane, muszą one być głupie, niepotrzebne, absurdalne. W euromitologii stosuje się głównie trzy proste metody ich ośmieszania i deprecjonowania:
1) Wybrać sprawę potencjalnie śmieszną i przypisać UE odpowiedzialność za jej zaistnienie. Tak jak w przypadku rzekomego unijnego przepisu zakazującego fryzjerkom noszenia butów na wysokim obcasie.
2) Wybrać bardzo specyficzne (często techniczne) kwestie będące rzeczywiście przedmiotem debaty lub decyzji w instytucjach UE i przedstawić je jako absurd – bazując na nieznajomości tematu przez odbiorców. Do tej kategorii można zaliczyć całą serię przepisów dotyczących dobrostanu zwierząt, higieny, handlu, ochrony konsumenta, bezpieczeństwa żywności czy badań naukowych.
3) I wreszcie mechanizm przypominjący grę w pomidora, tyle, że słowem magicznym zamiast pomidora staje się UE (lub któryś z jej odpowiedników: Bruksela, eurokraci, itp.). Decyzja Brukseli, eurokraci postanowili, unijny nakaz – w wielu przypadkach decyzja, postanowienie lub nakaz mogłyby nie zwrócić niczyjej uwagi, dopiero ich euromitologizacja czyni je interesującymi.

Co by było gdyby to UE, a nie UEFA, zdefiniowała piłkę futbolową? Śmiechom nie byłoby końca. Kto wie, może już niedługo euromit dotyczący futbolu powstanie. Na razie zapraszam do zakładki „Euromity”, gdzie zamieściłem informacje na temat najbardziej rozpowszechnionych euromitów, takich jak krzywizna banana i dżem z marchewki i na temat kilku mniej znanych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...