2012-08-13

Brytyjski pop-patriotyzm olimpijski


Darowałem sobie wczoraj transmisję ceremonii zamknięcia olimpiady w Londynie. Trudno, już się raczej nie dowiem, czy królowa wleciała na odrzutowych wrotkach do balonu Phileasa Fogga. Po obejrzeniu ceremonii otwarcia tego się na zakończenie spodziewałem. Ale w gazetach sprawdzał nie będę. Lektura prasy krajowej (innej nie czytałem, to nie wiem) nazajutrz po inauguracji igrzysk przekonała mnie bowiem, że ani idei ani estetyki olimpijskiej nie rozumiem i nie chciałem tego bolesnego uświadomienia przeżywać ponownie.
Z dużym niesmakiem oglądałem pierwszą część ceremonii otwarcia i zupełnie nie mogłem zrozumieć zachwytów, jakie wywołała. Wioskowa sielanka na początku skojarzyła mi się z przejęciem Cepelii przez IPN. Odwieczna jedność brytyjskiego imperium wyrażana każdym gestem wydała mi się niedorzecznością, bo właśnie wróciłem ze Szkocji. Nie, w tym olimpijskim image d'Epinal nie było Szkocji, Walii, Północnej Irlandii, sam tylko jukej stuprocentowo angielski. Polityka historyczna w Made in UK niesie przede wszystkim przekaz imperialnej jedności. Jedności nie tyko narodowej, ale wszelkiej jedności. Ze szeroko otwartymi oczami patrzyłem, z jaką radością czarnoskóry przemysłowiec modernizuje wchodzącą w erę industrialną Anglię. Wespół z Hindusem we fraku. W Glasgow przed Pałacem Ludu stoi fontanna Doultona. Jedyna taka na świecie, zrobiona z terakoty, w prezencie dla królowej. Tam też twarze poddanych imperium z różnych kolonii. I ona też, jak olimpijska ceremonia, świadczy o potędze największego cesarstwa. Powstała ledwie parę lat przed publikacją Jądra Ciemności Conrada, też poniekąd opowiadającego o kolonializmie, ale jakże innym od brytyjskiego, jakże mniej cywilizowanym. Jedność narodów, ras i klas, a nawet płci. Tak, po obejrzeniu ceremonii otwarcia można by nawet pomyśleć, że sufrażystki też z jukeju się wywodzą.
England's Glory", Derek Boshier
W muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi wisi na ścianie obraz "England's Glory". Namalował go Derek Boshier, a jego dominującym elementem jest Union Jack, na którym angielski krzyż św. Jerzego przykrywa krzyże szkockie i irlandzkie świętych Andrzeja i Patryka. Walii brak. Popartowy "England's Glory" bardzo kojarzy mi się z inauguracją igrzysk. Nie dziwię się, że ludziom popart się podoba, w końcu bardzo jest w modzie od lat, mnie też się zresztą podoba, a brytyjska flaga stała się jednym z atrybutów popartu. Natomiast pamięć historyczna w popartowskim wydaniu podoba mi się mniej. Mam widać uczulenie na IPN. Imperialny patriotyzm wyspiarzy umazany polityczną poprawnością jak, nie przymierzając, tenisówki pastą do zębów Nivea, żeby na PRL-owskim capstrzyku było schludnie, jakoś nie przypadł mi do gustu.
W paru radosnych recenzjach porównywano inaugurację w Londynie do topornej pochwały imperialnych Chin na otwarciu olimpiady w Pekinie w 2008 roku. Mam z tamtych czasów t-shirt z olimpijskimi kołami w kształcie kajdanów. To jest jasny symbol, a nie jakiś tam "England's Glory", którego przecież na koszulkę go sobie nie przylepię. Porównanie Pekinu i Londynu jest oczywiście jakąś niedorzecznością, bo w końcu UK, jaki by nie był, to nowoczesne, demokratyczne państwo. Ale jak na państwo nowoczesne i demokratyczne dość bezmyślnie UK wyraził to, co od początku nowożytnych olimpiad wyrażać ma inauguracja igrzysk: dumę państwa organizatora. Jest 2012 rok, a brytyjska koncepcja powodów do dumy i przekazu, jaki można wysłać w świat (w świat, to nie znaczy do Commonwealthu) specjalnie się nie zmieniła w ostatnim półwieczu. Poza efektami technicznymi, ma się rozumieć.
Imperialno-popartowski patriotyzm chwycił też za serce w drugiej części spektaklu. Któż nie lubi złotych przebojów? Fajnie grali i tańczyli, nie ma co.
Może ja za wiele wymagam, ale po londyńskim show utwierdziłem się w przekonaniu, że kicz formy i siermiężność treści, kojarzone zwykle z estetyką totalitaryzmu, nie muszą być obce estetyce demokracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...