2012-09-12

Europa przestała być nudna

©EU 2012
Należę do federalistów, którzy czasem się boją o federalizmie mówić, żeby nie zapeszyć. Ostrożność szczególnie - wydawałoby się - uzasadniona właśnie teraz, gdy kryzys zniechęca do zbyt dalekich intelektualnych wypraw w przyszłość i do spoglądania dalej niż czubek własnego narodowego nosa.  Dzisiejsze orędzie o stanie UE wygłoszone przez Barroso w Strasburgu wątpliwości tych co prawda nie rozwiewa, ale dodaje nieco odwagi wielu zwolennikom integracji europejskiej. Taki był też zapewne cel, bo szef Komisji Europejskiej wprost się dziś do nich (do nas) zwrócił, mówiąc, że pesymizm lub obojętność zwolenników integracji są większym zagrożeniem dla UE niż sceptycyzm przeciwników integracji. To ci ostatni, zwykle nacjonaliści i populiści, nadają ton debacie europejskiej. To się powinno zmienić: Europejczyku, który wierzysz w Europę, zabierz głos, nie pozwól by eurosceptycy narzucili swój negatywny scenariusz, nadaj dynamikę ledwo słyszalnej debacie. To będzie dobre dla Europy, i dla europejskiej demokracji.

Poza poprawnym technicznie programem obowiązkowym (rynek wewnętrzny, unia gospodarczo-monetrana, unia bankowa, itd.), Barroso wykonał też dziś zaskakująco bogaty program artystyczny. Szczególnie dwa polityczne piruety zostaną na długo zapamiętane. Po pierwsze, stwierdzenie, że federacja państw narodowych jest naturalnym horyzontem, w stronę którego ewoluuje Unia. Zastrzegając się, że nie chodzi o żadne "superpaństwo" (którym straszą euro-nihiliści), Barroso wezwał  do budowy federacji. Opinia, że stopniowe pogłębianie integracji gospodarczej, monetarnej, budżetowej, nieuchronnie prowadzące do integracji politycznej to nic innego jako droga do federacji wygłaszana była dotychczas przez przeciwników integracji europejskiej. Wygłaszana tonem oskarżenia. Dzisiaj nastąpiła rewolucja: Barroso nie dość, że przestał sie tłumaczyć, to jeszcze wprost zadeklarował, że tak właśnie wyglada jego program polityczny. Przyznał, że do jego realizacji potrzebna będzie zmiana traktatów i poprzedzająca ją wielka, demokratyczna debata.

Po drugie, bardzo konkretna rola, którą wyznaczył Barroso europejskim partiom politycznym. Tak, takowe istnieją. Swoje ponadnarodowe struktury mają konserwatyści, socjaliści, liberałowie, zieloni i nacjonaliści. Czy ktoś o nich słyszał? Barroso chce, by europejskie partie polityczne wyszły z ukrycia. Najbliższą wielką okazją będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Uczyńmy je prawdziwie europejskimi, niech kandydaci - poza barwami partii krajowych, wystąpią pod egidą ugrupowań europejskich. Niech partie europejskie, obiegając się dla swych kandydatów o miejsca w Parlamencie Europejskim, już w czasie kampanii wyborczej wskażą swoich kandydatów na szefa Komisji Europejskiej. Trzeba przyznać, że Barroso wzniósł poziom dywagacji na temat tego kto zostanie szefem Komisji w 2014 roku na zupełnie nowy, politycznie i intelektualnie, poziom.

Barroso potrzebował półtorej kadencji, by tak jasno określić swój pogląd na integrację europejską. Czy nie za długo zwlekał? Może. Ale najważniejsze, że Europa przestała być nudna. Jest polityczna wizja.  Ci, którzy nie bardzo potrafili wymyślić temat do debaty: politycy, dziennikarze i  po prostu czynni obywatele, wreszcie mają o co się spierać.  Tylko, czy zechcą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...