2013-01-31

Unia mrozi polskie drogi

Przedziwna sprawa z tymi pieniędzmi na drogi, których Komisja Europejska postanowiła Polsce nie dawać. Przedziwna jest histeria, którą decyzja Komisji wywołała, przedziwna jest reakcja prawicowej opozycji oskarżającej rząd Tuska, przedziwne są deklaracje pani minister rozwoju regionalnego. Niewiedza i/lub zła wola najgłośniejszych uczestników tej awantury nie są przedziwne; są porażające.

Co zamroziła Komisja

Ciekawe, że gdzie się nie odwrócę słyszę o zamrożeniu przez Komisję wypłaty środków. Tymczasem o zamrożeniu czy wstrzymaniu wypłaty trudno mówić, bo Polska o te pieniądze jeszcze nawet do Komisji nie wystąpiła. Dlatego twierdzenie, że decyzja skutkuje utratą płynności jest zupełnie nieuzasadnione. Skoro tak, to jeszcze bardziej niezwykłe są lamenty po traconych przez Polskę, czy też przez Tuska, pieniędzy. Śpieszę lamentujących pocieszyć: to nie ten etap. Decyzja Komisji faktycznie oznacza, że gdyby Polska wystąpiła teraz o zwrot wydanych na drogi pieniędzy, to by ich nie dostała, bo trwa śledztwo. Tylko, że Polska o zwrot wystąpić teraz i tak nie może, bo sama pieniędzy jeszcze nie wyłożyła.

Dużo tych pieniędzy?

Czy jest się o co martwić? Oczywiście, bo chodzi o duże kwoty, choć na razie teoretyczne. Polska, kiedy przyjdzie pora, będzie mogła wystąpić o zarezerwowane w Brukseli 890 milonów euro z funduszu ochrony środowiska i 67,2 miliony euro na rozwój regionalny. To prawie cztery miliardy złotych, znacząca kwota.  Komisja zapowiada, że jeśli i kiedy nieprawidłowości zostaną wyjaśnione, pieniądze znowu będą do dyspozycji. Termin nieprawidłowości to jednak eufemizm, bo unijny język rozróżnia nieprawidłowości (nieumyślne) i nadużycia finansowe (umyślne), a w przypadku zmowy handlowej i ustawiania przetargów to ten drugi termin ma zastosowanie. Jedenastu osobom postawiono zarzuty. To nie jest nic. Poza naruszeniem reguł zarządzania funduszami, chodzi o naruszenie przepisów dotyczących zamówień publicznych i ochrony konkurencji.

Lepiej trzymać język za zębami 

Wysłuchałem też piejącej z oburzenia pani minister Bieńkowskiej. Z oburzenia wywołanego nie tyle rozmiarem możliwego przestępstwa, nie tym, że członkowie lub szefowie zarządów największych spółek budowlanych i dyrektor z GDDKiA są wśród oskarżonych, ale niewdzięcznością Komisji Europejskiej. Jak to: przecież to nie Komisja wykryła sprawę, to my sami. I teraz nas za to karać? Panią minister można by wyśmiać za naiwność. Wiara w to, że Komisja Europejska z sympatii dla dzielnych polskich detektywów przymknie oko na toczone w Polsce śledztwo, wstrzyma procedury i zrezygnuje z głoszonej od lat zasady "zero tolerancji dla przekrętów", to jednak naiwność, czyż nie? Sprawa jest jednak poważniejsza. Pani minister sformułowała wniosek: skoro tak, to pewnie lepiej nic Komisji nie mówić. Inaczej mówiąc: ukryć przestępstwo z cwaniactwa. Jeżeli polityk, członek rządu, taką wyciąga ze sprawy nauczkę, to chodzi nie tylko o naiwność, ale i o etykę. 

Donieśli dziennikarze

Fakt, że nie tylko polska minister dochodzi do takich konkluzji, niczego nie usprawiedliwia. Ale rzeczywiście w sprawozdaniu na temat nadużyć w dziedzinie funduszy strukturalnych  z 2011 roku Komisja krytykuje niektóre państwa członkowskie za tolerowanie przekrętów i niezgłaszanie ich do Komisji. Wśród państw na bakier z etyką i prawem jeśli chodzi o fundusze przeznaczone na rolnictwo Komisja wymieniła Francję, Wielką Brytanię, Hiszpanię i Niemcy. Ale już na przykład gdy chodzi o wydatki na ochronę środowiska Niemcy uchodzą za prymusa, razem z Włochami i… Polską. Różnice są więc nie tylko międzynarodowe, ale też międzyresortowe. Jak o polskim przypadku dowiedziała się Komisja Europejska? Nie od pani Bieńkowskiej. Choć powinna była. Komisja twierdzi, że źródłem jej wiedzy była polska prasa donosząca o trwającym śledztwie.

Skandaliczna presja

Zbaraniałem słysząc, że "Unia Europejska", wywołując sprawę na tydzień przed posiedzeniem Rady Europejskiej chce wywrzeć na Polskę presję, żeby stała się bardziej uległa w negocjowaniu budżetu na lata 2014-2020. Pomijam już kwestię daty, choć faktycznie Komisja Europejska poinformowała Polskę o swojej decyzji 21 grudnia 2012. Kto z tym teraz poleciał do dziennikarzy? Nie mam pojęcia, ale w sumie nie ma to znaczenia. Bo tego rodzaju decyzje są czysto administracyjne. Procedurę, z chwilą otrzymania informacji, rozpoczyna z automatu nisko usytuowany w hierarchii urzędnik. Nikt tej maszyny potem nie jest w stanie zatrzymać. I tak ma być. Gdyby na jakimkolwiek etapie zaangażowany był czynnik polityczny, gdyby możliwe było ręczne sterowanie, nie byłoby końca podejrzeniom, że eurokraci coś zmajstrowali. Takie decyzje podejmowane są regularnie, dotyczą wszystkich bez wyjątku państw członkowskich i wszystkich rodzajów unijnych funduszy: na środowisko, na infrastrukturę, na rolnictwo, na rozszerzenie. Poza tym Komisja to nie Unia Europejska. Komisja popiera polskie stanowisko w sprawie wydatków na spójność i sprzeciwia się cięciom. Unia wywierająca presję na Polskę to znaczy kto: wszystkie 26 krajów? Czechy i Litwa, które są po polskiej stronie? Wielka Brytania, która chce ciąć, ale z Komisją ma raczej na pieńku? Francja, która razem z Polską będzie bronić wydatków na rolnictwo?

Kto trwoni unijne pieniądze

Powodem wstrzymania wypłat funduszy strukturalnych i innych podobnych decyzji w olbrzymiej większości przypadków jest stwierdzenie nieprawidłowości przez państwa członkowskie. To oczywiste, skoro nie Komisja, ale właśnie państwa członkowskie rozporządzają 80 procentami unijnego budżetu i skoro to one, a nie Komisja, mają do swojej dyspozycji organy ścigania. Co roku czytamy w prasie, przy okazji nowego sprawozdania, że UE źle wydaje pieniądze. UE, to znaczy państwa członkowskie. Rzadko jednak tak to prasa przedstawia. Z upodobaniem natomiast używają tego argumentu przeciwnicy integracji i zwolennicy cięć w budżecie UE. Mimo, że poziom nieprawidłowości jest minimalny.

Lepiej, żeby Polska nie straciła prawa do tych czterech miliardów złotych. Ale powrót zdefraudowanych pieniędzy do wspólnej kasy (a każdego roku jest to dobrych parę milionów euro) i tak jest z korzyścią dla tych, którzy mienią się "Przyjaciółmi polityki spójności" (jak Polska, współzałożycielka tego tej grupy nacisku), bo wytrąca z ręki przeciwników spójności przynajmniej jeden z argumentów. Każda sprawa wykryta i wyjaśniona dodaje wiarygodności unijnemu budżetowi i unijnemu systemowi wykrywania nadużyć. Słowa Radka Sikorskiego o budowaniu autorytetu Polski nie są pozbawione sensu.

2 komentarze:

  1. Miałem Bieńkowską za dosyć kompetentną osobę, ale jeżeli 21 grudnia KE podjęła decyzję o wstrzymaniu biegu terminu płatności(tudzież nieformalnie poinformowała rząd, że taka decyzja zostanie podjętą - w tej kwestii ciężko mi coś wywnioskować z relacji medialnych), to po co ten teatr odegrany przez panią minister ?

    Z drugiej strony jeżeli KE wiedziała o całej sprawie od 2010 r, to nurtuje mnie dlaczego działania zostały podjęte akurat teraz. Jak rozumiem (na chopsko logike) było to związane ze skierowaniem aktu oskarżenia do sądu, ale w teorii przepisy(przynajmniej te które ja znam) nie wymagają takiego ,,zdarzenia procesowego'' aby uruchomić, w tym przypadku, procedurę wstrzymania biegu terminu płatności. Nie wiem natomiast jak jest w praktyce i również jestem bardzo ciekawy korespondencji na linii ministerstwo-komisja, bo to by mogło wiele wyjaśnić.

    Urzędnicy KE działający akurat w tym momencie wystawiła się na podejrzenia, że jest elementem gry okołobudżetowej. Moim zdaniem podejrzenia niesłuszne, ale ogół społeczeństwa może tą sprawę odbierać inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem skąd wzięła się informacja, że KE wiedziała o sprawie już w 2010 roku, ale w sumie ma to drugorzędne znaczenie. Bo decyzję i tak mogła wydać dopiero wtedy, kiedy polski prokurator sformułował konkluzje i postawił zarzuty. Dlatego decyzja mogła być podjęta dopiero w grudniu 2012. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić, że Komsja decyduje o niewypłacaniu funduszy, bo prasa doniosła, że w kilku projektach prawdopodobnie coś jest nie tak, ale nie wiadomo do końca co. Podobno 15 lutego Komisja dostała od polskiego rządu odpowiedzi na wszystkie swoje pytania i teraz je analizuje.

    OdpowiedzUsuń

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...