2013-03-06

Orbán szykuje rewanż

Za tydzień, 11 marca, węgierski parlament wprowadzi ponownie do konstytucji to wszystko, co trzeba z niej było usunąć by udowodnić europejskiej i amerykańskiej opinii publicznej, że na Węgrzech jest demokracja. No dobrze, może nie wszystko. Ale wystarczająco dużo, by znowu wywołać krytykę w UE i w USA. Oraz aby dodać wigoru przysypiającym wielbicielom Viktora Orbána w Polsce, tym, którzy chcą Budapesztu w Warszawie.

Demokratura

Jeszcze zanim w styczniu 2012 roku weszła w życie nowa Konstytucja, posypały się na Orbána oskarżenia, że buduje państwo autorytarne, oparte na rządach jednej partii. Otwarcie sytuację w Budapeszcie krytykowali przywódcy Francji i Niemiec. Hilary Clinton wysłała do węgierskiego premiera list, pisma słali Barroso i jego komisarze. 17 stycznia Komisja Europejska wszczęła serię procedur w sprawie naruszenie prawa unijnego. Zablokowane zostały rozmowy Komisji i Międzynarodowego Funduszu Walutowego z Budapesztem w sprawie pożyczki mającej podratować lecącą na łeb na szyję wiarygodność węgierskiej gospodarki, bo nowe prawo naruszało niezależność banku centralnego.

Obrońcy praw człowieka i wolności słowa (między innymi "Reporterzy bez granic") protestowali przeciw tłamszeniu przez Orbána wolności mediów (poszło o opanowanie przez ludzi Fideszu publicznego radia i telewizji, kontroli publikacji wedle kryteriów "równowagi" i "obiektywizmu" oraz pozbawienia częstotliwości stacji Klubrádió nastawionej krytycznie do rządu). Naruszona została niezależność urzędu do spraw ochrony danych osobowych (odpowiednika polskiego GIODO, sprawa wciąż przed Trybunałem) i organów sprawiedliwości. Na mocy nowego prawa odesłano na wcześniejszą emeryturę 300 sędziów, a na ich miejsce powołano nowych. Rekrutacją zajmował się zreformowany organ, na czele którego stanęła żona lidera Fideszu w Parlamencie Europejskim. Krytycy "demokratury" wprowadzanej przez Orbána domagali się zastosowania wobec Węgier przepisu traktatowego, który pozwala na zawieszenie niektórych praw członkowskich państwa naruszającego w drastyczny sposób zasady demokracji i państwa prawa.

Za wolność naszą i waszą

Wszystkie te sankcje wydawały się być obojętne Orbánowi, który nie tylko kontynuował urządzanie państwa po swojemu, ale nawet przeszedł do kontrataku. Rozpoczęła się rządowa akcja propagandowa: nacjonalistyczna, antyunijna i antyzachodnia. Tubą Orbána były wierne rządowi media, na czele z jednym z dwóch głównych dzienników Magyar Nemzet i publiczna (czy raczej państwowa) telewizja. (Mówię "media wierne rządowi", bo - wbrew temu co mówiono w Londynie, Paryżu czy Brukseli - media opozycyjne nigdy na Węgrzech nie zamilkły.)

Manifestacja poparcia dla rządu, Budapeszt, styczeń 2012
Fidesz zaczął też skutecznie  mobilizować zwolenników rządu organizując marsze i wiece poparcia: najlepszy sposób by pokazać światu, że o gwałceniu demokracji  nie może być mowy, skoro wszystko odbywa się za przyzwoleniem obywateli. I faktycznie: Orbán nie tylko wygrał w cuglach wybory, ale przez cały czas utrzymywał poparcie większości Węgrów. Udało się też znaleźć zwolenników za granicą, przede wszystkim w Polsce. To stąd przybywały transporty klubowiczów Gazety Polskiej, by w imię walki "za wolność waszą i naszą" oddać hołd polityce szowinizmu i autokracji; to stąd wywodzi się oficjalny kronikarz Wielkiego Viktora, Igor Janke; to tamtejsza główna partia opozycyjna, PiS, chciała zaprowadzić w swoim kraju system prawa i wartości promowany przez Fidesz.

Podwójne standardy 

Wszczęte przez Komisję Europejską procedury w sprawie naruszenia unijnego prawa, zmasowana krytyka międzynarodowa, wreszcie zamrożenie funduszy strukturalnych jako sankcja za nieprzestrzegania procedury nadmiernego deficytu finansów publicznych (Węgry były pierwszym i jedynym jak na razie państwem, wobec którego zastosowano ten nowy mechanizm) sprawiły, że Orbánowi łatwo przyszło przekonać Węgrów, że Zachód i Unia uwzięły się na Węgry. Węgry zostały ukarane za niezależność i  nieugiętość. Stały się ofiarą zasady podwójnych standardów: Bruksela nie potraktowałaby tak dużego kraju. Ta interpretacja łatwo znalazła posłuch poza granicami. Że w Polsce, w PiS i w Gazecie Polskiej, to oczywiste. Ale nie tylko. Radek Sikorski przyznał w rozmowie z Igorem Janke,  że "po części na pewno jest to podszyte podwójnymi standardami wobec naszego regionu" (Rzeczpospolita, 2 lipca 2012). Jego zdaniem wynika to z zachodnich programów nauczania traktujących nasz region po macoszemu. Nieuki i tyle . Kiepska edukacja nie przeszkodziła jednak również austriackiej minister finansów upomnieć się o  Budapeszt, tym razem w imię solidarności małych krajów.

Prawda jest jednak taka, że nigdy żaden inny kraj UE nie zmienił jednocześnie konstytucji i nie wprowadził w ciągu półtora roku 400 nowych ustaw, z których wiele dotyczyło funkcjonowania instytucji i mechanizmów zasadniczych dla demokratycznego państwa i to w ogóle nie licząc się z unijnymi traktami. Zważywszy na zakres, tempo i charakter zmian prawnych, można by się raczej zastanawiać, dlaczego Komisja nie wszczęła większej liczby procedur (Węgrom postawiono w tym samym czasie mniej formalnych zarzutów niż na przykład Wielkiej Brytanii, Włochom czy Portugalii). Nie wszczęła, bo nie starczyło jej kompetencji. Jeśli chodzi o polityczną reakcję Komisji i Parlamentu, to w tym samym czasie, gdy krytykowano Węgry, dostało się też Francji, za politykę wobec Romów. Francja to raczej duży kraj.

Nawrócony

Poparcie własnego elektoratu oraz garstki zagranicznych sympatyków z kręgów nacjonalistycznych  i eurofobicznych okazało się jednak niewystarczające, by uratować wiarygodność gospodarki. Podatki wymierzone w zagranicznych inwestorów (banki, usługi zbiorowego żywienia, supermarkety) miały na celu zmniejszenie deficytu publicznego. Na krótką metę mogły przynieść taki efekt, ale kraj potrzebuje reform, a nie łatania dziur. Mogły się też spodobać podatnej na populizm lokalnej publicznosci, ale kapitału nie przyciągnęły. Żeby poprawić wizerunek, Orbán zaproponował Mercedesowi warunki nie do przebicia i faktycznie udało  mu się na Węgry ściągnąć fabrykę mercedesów. Ale na tym koniec. Zrozumiał, że nie może prowadzić wojny ze wszystkimi. W 2014 roku, na wiosnę, będą wybory, a samym patriotyzmem Węgrów się nie nakarmi.

Żeby poprawić klimat polityczny wokół Węgier i wznowić rozmowy na temat pożyczki z Komisją Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym postanowił zmienić taktykę. Choć dopiero co na nacjonalistycznym wiecu porównywał UE do ZSRR, przyjechał do Brukseli i obiecał poprawę. Błyskawicznie przeprowadzona zmiana prawa (a cóż to dla Orbána i jego Fideszu) skłoniła Komisję Europejską do zakończenia procedury dotyczącej naruszenia niezależności Banku Centralnego. Wyroki Trybunału Konstytucyjnego (tak, mimo wszystko instytucja ta zachowała jak dotąd niezależność) potwierdzały zarzuty Komisji w kolejnych sprawach, ale Orbán od razu przedstawiał w Brukseli projekty nowelizacji, które miały uzdrowić sytuację. W sprawie wcześniejszej emerytury sędziów i notariuszy to unijny Trybunał Sprawiedliwości  wydał wyrok, do którego władze węgierskie zobowiązały się jak najszybciej dostosować. Zaledwie kilka dni temu węgierski sąd potwierdził, że odebranie częstotliwości stacji Klubrádió było bezprawne. Również ta sytuacja ma być naprawiona. Wszystko - lub prawie - wskazywało, że Orbán się nawrócił.

Wielki powrót 

Tymczasem 8 lutego jeden z posłów Fideszu przedłożył w węgierskim parlamencie projekt nowelizacji konstytucji. Dotyczy on przede wszystkim uprawnień Trybunału Konstytucyjnego. W rzeczywistości idzie znacznie dalej, bo obejmuje szereg kwestii, które już raz okazały się problematyczne. Niektórymi zajęła się Komisja Europejska, innymi Rada Europy (te ostatnie dotyczą zagadnień z zakresu państwa prawa, demokracji i praw obywatelskich, które nie są objęte kompetencjami UE).  Chodzi na przykład o restrykcje w prowadzeniu kampanii wyborczych oraz o możliwość ograniczenia swobody wypowiedzi, jeśli narusza ona godność narodu węgierskiego.  W poprawce jest zapis na temat obowiązku pozostania na Węgrzech i podjęcia tam pracy dla studentów otrzymujących stypendia oraz  mechanizmu przekazywania spraw sądowych z jednego sądu do drugiego. Znalazł się tam również artykuł dotyczący ścigania zbrodni komunistycznych, którego charakter może budzić wątpliwości. Poprawka do konstytucji zawiera też zapisy dotyczące ochrony danych osobowych, które pogarszają zamiast poprawiać sytuację prawną zaskarżoną przez Komisję do Trybunału Sprawiedliwości. Jeden z niemieckich ministrów juz podniósł alarm w sprawie węgierskiej poprawki konstytucyjnej. O sprawie napisała AFP, a za nią Financial Times.

W środę Orbán będzie w Warszawie. Spotka się tu między innymi z przywódcami Niemiec i Francji. Na zaproszenie swego polskiego kronikarza, Igora Janke, wygłosi też odczyt na temat przyszłości UE. Które swoje oblicze pokaże tym razem: reformatora Europy szanującego unijne traktaty czy też nacjonalistycznego rewolucjonisty, "narodnika", który znowu zagra "zapadnikom" na nosie? Bez względu na rolę, jaką odegra, jedno jest pewne: szykuje rewanż. Już za tydzień.

2 komentarze:

  1. ,,Otwarcie sytuację w Budapeszcie krytykowali przywódcy Francji i Niemiec''

    Czepiam się szczegółów, ale można prosić o konkretne cytaty ?
    Pytam dlatego, że jestem w stanie wysunąć śmiałą tezę iż EPPowska familia potraktowała Orbana(na tyle ile się dało) łagodnie, a główny atak(poza mediami) poszedł z europejskiej lewej flanki. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że ani Merkel ani Sarkozy nie skrytykowali jasno i otwarcie sytuacji na Węgrzech/Orbana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Krytyka Paryża i Berlina była zdecydowana, ale ograniczyła się do jednego tylko aspektu: wolności mediów. Orban zareagował na nią w publicznie, w Parlamencie Europejskim i chyba w wywiadzie dla Spiegela. Powiedział, że ocena zgodności ustawodawstwa krajowego z traktatami UE to zadanie Komisji Europejskiej, a nie rządów Niemiec czy Francji. Minister spraw zagranicznych Francji posunął się dalej, bo podał w wątpliwość nowelizację konstytucji w ogóle, a nie tylko regulacje dotyczące mediów. Wezwał Komisję Europejską do sprawdzenia, czy węgierska nowelizacja i towarzyszące jej ustawy nie narusza "wspólnego dobra wszystkich państw UE, tzn. zasady państwa prawa i poszanowania wielkich wartości demokratycznych".
    Ale ma Pan rację: to nie rządy niemiecki i francuski krytykowały Orbana najbardziej wprost (francuskie i niemieckie NGOs, opozycja, media - tak, ale to co innego). Zarówno Sarkozy jak i Merkel bardzo się bali powtórki porażki, jaka UE odniosła w reakcji na przypadek Austrii i Jorga Haidera, parę lat wcześniej, dlatego szybko woleli, żeby sprawa Węgier zajęła się, w ramach swojej kompetencji, Komisja Europejska. Ma Pan tez rację jeśli chodzi o wyrozumiałość EPP dla Orbana. To też wpłynęło na samoograniczenie krytyki Sarkoz'iego i Merkel. Tym bardziej jednak warto o krytyce Paryza i Berlina wspomnieć.
    EPP zawsze wykazuje się tą samą solidarnością plemienną, tak samo było z Berlusconim. J. Daul, przywodca chadekow w PE, wyrazil co prawda zaniepokojenie nacjonalizmem Orbana w stosunku do Słowaków i Słowacji, ale nazwał go "wielkim Europejczykiem". Poza konserwatystami w PE Orbana broniła tylko skrajna prawica, nacjonaliści i polittycy antyunijni. Zieloni, socjaliści, liberałowie ostro go krytykowali. Geograficznie rzecz ujmując, na poziomie rzadow najostrzejsza krytyka przyszła z krajów skandynawskich (bez względu na kolor polityczny).

    OdpowiedzUsuń

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...