2014-03-10

Ruscy

Niedziela 9 marca. Warszawa, tramwaj linii numer 7, kierunek Ochota. Wśród grupy ludzi wsiadających na przystanku Hale Banacha, jeden pasażer wyróżnia się wyglądem. Łysa pała. Czerwony dres. Rozwiązane białe Nike'i za kostkę. Na potężnej szyi, skrępowanej podniesionym kołnierzem, niemniej potężny złoty łańcuch. Facet grubo po pięćdziesiątce. Ale może to głębokie bruzdy zmarszczek go postarzyły. Kto go wie. Ślizgiem ładuje się na fotel przy oknie tuż przed nosem innego pasażera, który upatrzył sobie to samo miejsce."Ruski cham" - zawarczał podsiędnięty pasażer do towarzyszącego mu mężczyzny.

Ale "ruski cham" niczego nia zauważył, całkowicie pochłonięty rozmową z innym człowiekiem. Mówili tym samym śpiewnym, słowiańskim językiem. Nie wiadomo co, ale każdy, kto mial rosyjski w szkole był w stanie wyłapać pojedyńcze rosyjskie słowa. I to bez trudu. "Pieprzony sowiecki putinowiec" - kontynuował na cały głos podsiędnięty. - "Mam nadzieję, że wreszcie dostaną po dupie, za ten Krym. Ale gdzie tam dostaną: cały ten Zachód tyłkiem przed nimi trzęsie, na wszystko im pozwolą, Ruskim pieprzonym, bo nie wiedzą co to jest. Niczego się nie nauczyli."

Wysiadałem dwa przystanki dalej z podsiędniętym i jego towarzyszem. - "To nie Ruscy przecież" - mówi ten drugi. "Jak to nie Ruscy? A kto, Francuzi?". -"Nie Ruscy tylko Ukraińcy. Po ukraińsku mówili." - "O cholera" - syknął z wyraźnym smutkiem podsiędnięty, po chwili milczenia. "O cholera jasna, psia krew!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...