2014-07-26

Polskę skazano w Strasburgu za sprzeniewierzenie się europejskim standardom

Opinia Leszka Millera, że wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie tajnych więzień CIA na terenie Polski jest niemoralny, jest… niemoralna. Podobnie jak kłamliwy jest przekaz, że strasburski Trybunał przedkłada racje terrorystów nad racje Polski. Przedmiotem procesu nie był terroryzm. Polska nie miała racji. A przekonanie, że wszystko da się wytłumaczyć racją stanu, jest przejawem tępego, anachronicznego machiawelizmu. Przynajmniej w tej części świata.


Bezpieczeństwo czy prawa człowieka: fałszywy dylemat

Dylematy: walczyć z terroryzmem czy przestrzegać zasad państwa prawa, dbać o bezpieczeństwo czy o prawa człowieka, są fałszywe. Ale Leszka Millera, politycznie odpowiedzialnego za funkcjonowanie tajnych więzień CIA w Polsce, nie podejrzewam o fałsz. Jest szczery. Jako pragmatyk, przeflancował się bez trudu z peerelowskiego "socjalizmu" na "demokrację", bo przecież demokracja, tak jak socjalizm, to tylko system, mechanizm, a nie kanon zasad i wartości. Dla człowieka aparatu, jakim Leszek Miller był i pozostał, nie ma to znaczenia innego niż funkcjonalne. Autorytarna koncepcja "racji stanu" sprzeczna z ideą państwa prawnego, nieliczenie się z prawami człowieka, postawienie praw społeczeństwa - rozumianego jako wypełniacz państwowej struktury a nie demokratyczny suweren – ponad prawami jednostki, nacjonalizm – nie stanowią ilustracji złej przemiany Leszka Millera. Przeciwnie: ilustrują stałość światopoglądu człowieka, który w PRL się ukształtował, który PRL współtworzył, i który nigdy z PRL nie wyszedł.

Dylematy: walczyć z terroryzmem czy przestrzegać zasad państwa prawa, dbać o bezpieczeństwo czy o prawa człowieka, są fałszywe. Powoływanie się na przykłady Stanów Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii, których państwowy genotyp zdominowany jest przez gen imperialnej potęgi jest niemądre z dwóch przynajmniej powodów.

Europejski wybór: bądźmy konsekwentni

Otóż, po pierwsze, współczesna Polska nigdy nie była imperialną potęgą, o uczynieniu Polski potęgą, kolonialną na przykład (belgijska inspiracja), co najwyżej marzono. Trudno więc mówić o instynktownym postrzeganiu polskiej "racji stanu" na sposób dziewiętnastowieczny: tożsamość polityczna państwa, w którym żyjemy, ma wciąż płytkie korzenie, ale uwolnieni z autorytaryzmu komunistycznego postanowiliśmy zbudować państwo demokratyczne, oparte na zasadach prawa, szanujące prawa człowieka i wolności uważane dziś za fundamentalne, państwo nowoczesne przynależące do post-imperialnej wspólnoty państw, kierujące się w polityce międzynarodowej zasadą multilateralizmu.

Tylko wybór takiego państwowego modelu mógł z nas uczynić najpierw kandydata a potem członka Unii Europejskiej, w której taki ustrój uważany jest za "europejski". I tego należy się trzymać. I dlatego, jeśli chcemy by korzenie naszej współczesnej państwowej tożsamością sięgnęły głębiej, naszym punktem odniesienia powinny być nie Francja, Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, ale małe lub średnie państwa europejskie, które te właśnie wartości stawiają najwyżej. Czy ktoś może sobie wyobrazić więzienia CIA albo podobne twory w Danii, Finlandii albo Szwecji?

Obciążenie PRL-em

Po drugie, nawet Stany Zjednoczone, którym skłonni jesteśmy wybaczać praktykowanie zasady racji stanu właściwe hegemonicznym mocarstwom, nie mogły więzień CIA zbudować u siebie. Właśnie z szacunku dla państwa prawa i praw człowieka. Amerykanie postanowili problem wyeksportować. Hipokryzja, cynizm – bez wątpienia te określenia pasują do amerykańskiej postawy jak znalazł. Ale zasad państwa prawa nie naruszyli u siebie. Obozy, więzienia, tajne sale tortur otworzyli tam, gdzie świadomość tego, czym jest konstytucja, czym są prawa człowieka i obywatelskie wolności jest niedorozwinięta. W Polsce niedorozwój nie jest powszechny, świadomość wzrasta, ale nie u wszystkich. Leszek Miller jest na tę ewolucję oporny. Jego ideowy atawizm jest nieuleczalny: jak u ludzi, którzy się rodzą z ogonem albo pokryci sierścią. A to on był wtedy u władzy. I to on idzie dzisiaj w zaparte. Tyle razy oskarżany o cynizm, w tej sprawie nie jest cyniczny. Bo naprawdę nie rozumie. Pewnie też nie rozumie dlaczego Wielka Brytania amerykańskiej prośby o pomoc nie mogła zaakceptować, ale mogła Rumunia. Kwestia politycznej tożsamości państwa.

Po części chodzi też o to, że są kraje, które są klientami i takie, które mają klientów. Dla niektórych ludzi z aparatu b. PZPR Polska nie będąca klientem mocarstwa jest nie do pomyślenia. Był ZSRR, teraz niech będzie Waszyngton. Podobnie jak dla wielu ludzi, którzy do końca życia odżegnywać się będą od pezetpeerowskiej spuścizny i żałować, że nowa Polska zrodziła się z Okrągłego Stołu i negocjowanych, półwolnych wyborów, a nie z szubienic z dyndającymi na nich "komuchami". Oni też nie mogą pojąć, że Polska może być pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej nie będąc ani wasalem mitycznej Brukseli, ani jej klientem. Bo podobnie jak Miller do szpiku kości i najmniejszego neuronu w mózgu przesiąknięci są PRL. Miał rację Czesław Miłosz, gdy pisał w Traktacie Moralnym, że ONR-u jest spadkobiercą Partia.

Polityczna tożsamość państwa i społeczeństwa: ciągle w budowie

To, czy państwo zachowa się tak, jak w tym przypadku zachowała się Wielka Brytania, czy raczej pójdzie drogą Polski i Rumunii, nie jest oczywiste. W dłuższej perspektywie zależy od wyborów dokonywanych przez obywateli. A w każdej - i krótszej dłuższej perspektywie - od decyzji rządzących. Postawa Millera jest dla mnie nie do obrony. Ale podjęte decyzje nie czynią z niego wyjątku. To, jaką strategię wobec Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i specjalnej komisji Parlamentu Europejskiego obierały kolejne polskie rządy jest objawem zarówno horrendalnej głupoty jak i porażającej pogardy dla prawa i europejskich wartości. Józef Pinior, który od samego początku miał w tej sprawie rację, przestrzegał, że sprawa nie może zakończyć się przed Trybunałem inaczej, niż się zakończyła. Polscy decydenci, ponoć w imię obronny polskiej czci, stanęli w Strasburgu murem po stronie Leszka Millera. Dobry wizerunek Polski obroniliby przyjmując postawę przeciwną. Nie potrafili tego zrobić ani z szacunku dla wartości ani kierując się pragmatyzm.

Nieświadomość i zadufanie, bardziej naiwność niż cynizm doprowadziły do złego rozwiązania dla Polski. Złego nie dlatego, że wyrok jest jaki jest, tylko dlatego, że – choć może się mylę – odpowiedzialni za zgubną strategię nie bardzo rozumieją, gdzie popełnili błąd ani o co chodzi. Kiedy się nie jest strategiem, lepiej nie planować strategii, w takich przypadkach jak ten lepiej ograniczyć się do wartości i zasad. Ale trzeba w nie uwierzyć. Wyrok w sprawie polskich sal tortur, wynajmowanych za pieniądze służbom wywiadowczym obcego państwa kosztuje więcej niż odszkodowanie dla dwóch ludzi. To, że polskie władze nie potrafiły w tej sprawie zachować się uczciwie wobec własnych obywateli i stanąć po stronie europejskich wartości a nie zasad PRL źle rokuje budowaniu tożsamości politycznej państwa i społeczeństwa. Numerowanie rzeczpospolitych: RP III, RP IV, niczego tu nie zmieni. Tu chodzi o silne fundamenty i przestrzeganie zasad.


Z terroryzmem można walczyć w poszanowaniu państwa prawa. Posądzonych można sądzić w poszanowaniu praw jednostki, osądzonych - traktować po ludzku. Znalezienie sposobu na zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa bez przyzwolenia na pogwałcenie praw obywateli, to nie jest mission impossible, to nie kwadratura koła, to zadanie każdej władzy w każdym demokratycznym państwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...