2014-08-28

Problem taktyczny Tuska w Brukseli

Federica Mogherini                                                      ©UE2014
Szanse na to, że Sikorski przejmie schedę po Ashton topnieją z minuty na minutę. W stolicach państw członkowskich wszyscy wiedzą, że włoska kandydatka nie ma profilu by kierować unijną dyplomacją, ale nie wszyscy uważają, że to wada: rządy nie lubią, gdy polityką zagraniczną kieruje się z Brukseli. 

Poza tym trudno powiedzieć: "nie" włoskiemu premierowi, trzeba go wesprzeć, bo jest gwarantem reform we Włoszech i wyjścia tego kraju z kryzysu. Symboliczna rozgrywka dla strefy euro i dla całej UE. A Matteo Renzi się uparł na Mogherini i ustąpić nie chce.

Z kolei, jeśli wierzyć prasowym doniesieniom, rosną szanse Tuska. Czy medialne i przyjacielskie zachęty z najbliższego środowiska wpłyną na jego skłoność do powiedzenia "tak", gdyby rzeczywiście propozycja przewodniczenia Radzie Europejskiej została mu złożona na sobotnim szczycie? Osobiście wątpię, by tak się stało.

Tusk dlatego sam pozostawał w grze, mówiąc, że niby nie chce, ale mrugając znacząco okiem, i dlatego w grze, mimo malejących szans, pozostawił Sikorskiego, by ustawić się w centrum pola negocjacji. Ich prawdziwym celem miałoby być ugranie dla Polski ważnej teki komisarza. Może nawet wiceprzewodniczącego Komisji na dodatek. Ale ta pozornie logiczna taktyka może okazać się nie do zrealizowania na sobotnim szczycie.

Jest już oczywiste, że w sobotę nie zapadną żadne decyzje dotyczące podziału tek w przyszłej Komisji. Negocjacje w tej sprawie należałoby prowadzić z przewodniczącym elektem. Ale ponoć Jean-Claude Juncker nie zamierza w dyskusjach uczestniczyć. Zrobi sobie rodzinne zdjęcie i wyjdzie. I słusznie: dlaczego miałby wystawiać się na narodowe naciski, wymuszanie zobowiązań i ustępstw? To byłaby pułapka. Tymczasem sprawa jest jasna: do dyskusji o tekach komisarzy przejdziemy dopiero, gdy zapadną decyzje dotyczące "top jobs", następców Van Rompuya i Ashton. A te decyzje podejmą szefowie rządów, Juncker nie ma tu nic do powiedzenia. Jego rola zacznie się później, od poniedziałku.

Taki scenariusz oznacza zaś, że transakcji wiązanej (ważna teka dla polskiego komisarza, skoro nie dostajemy żadnego z dwóch kluczowych stanowisk) nie będzie. Inna sekwencja zdarzeń, inne poziomy negocjacji. Na Junckera na pewno nie zadziała argument: przegraliśmy w sobotę, to w zamian chcemy wygrać w poniedziałek. Nie ze mną graliście, anioły moje - odpowie Tuskowi Juncker. Jeżeli Tusk się domyśla, że tak to może wyglądać, to - by nie wrócić z Brukseli na tarczy dwukrotnie: i w sobotę i w poniedziałek - powinien poważnie przymierzyć się do walki o stanowisko szefa Rady Europejskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...