2014-12-12

Poradnik dla obejmujących ważne stanowisko publiczne: jak dokonać rzeczy wielkich dzięki wygranym wyborom

Kadencyjny mechanizm działań publicznych

1. Obejmujesz stanowisko publiczne w wyniku kadencyjnej zmiany władzy.

2. Diagnozujesz sytuację, którą twoi poprzednicy dawno już zdiagnozowali, ale nie zdążyli niczego konkretnego z tą diagnozą zrobić przed zakończeniem kadencji.

3. Swoją diagnozę podporządkowujesz temu, co słyszałeś w mediach o zaniechaniach poprzednika.

4. Objąłeś urząd z przekonaniem, że masz dokonać wielkiej zmiany i że tego wszyscy od  ciebie oczekują. Zaczynasz więc wszystko od nowa. Zatrudniasz ludzi, którzy - tak jak ty - nie wiedzą co było zrobione wcześniej i przekonanych, że wszystko zrobią lepiej.

5.Tworzysz plan działań złożony z zadań nowatorskich (bo w twoim przekonaniu nikt jeszcze ich nie wykonał), a jednocześnie oczywistych (bo wszyscy wiedzą, co nie działa, to oczywiste).

6. Tworząc plan zaczynasz od tytułu. Dobrze, żeby była w tytule jakaś liczba, jakaś data. Tak wyznaczasz cel i pokazujesz, że jesteś osobą konkretną.

7. Zaczynasz się dziwić, że mało kto chwali cię za nowatorstwo, wielu natomiast ironizuje na temat oczywistości tego co robisz. Z niepokojem coraz częściej słyszysz: "nie powiedział nic nowego", "to już było", "to precież oczywiste".

8. Gdy wreszcie twój plan działań powstał, starasz się uzyskać polityczne wsparcie, by można go zacząć realizować. Do tego potrzeba funduszy. Jeżeli stworzenie Specjalnego Funduszu na rzecz Wielkiej Zmiany nie było elementem twojego planu, musisz stworzyć go teraz.

9. Okazuje się, że polityczne poparcie twoich politycznych przyjaciół nie jest oczywiste, warunkiem jego uzyskania jest poprawienie wielu szczegółów twego planu. Cierpliwie zapoznajesz się z opiniami recenzentów i dziwisz się, że jest ich aż tylu.

10. W mediach coraz więcej artykułów wyliczających powody, dla których twój plan jest skazany na niepowodzenie. Widzisz, że twoi recenzenci znają te artykuły na pamięć. Bogaci w tę więdzę, chętnie udzielają wywiadów na temat twojego planu. Czytasz je z zaskoczeniem.

11. Plan, znacząco zmieniony, nie zyskał twoim zdaniem na spójności, z kilku fundamentalnych dla ciebie zamierzeń trzeba było zrezygnować, ale to nic, bo wreszcie zostaje przyjęty. Brawo!

12. Obiecujesz natychmiastowe wdrożenie. Publikujesz "mapę drogową" Wielkiej Zmiany.

13. Wdrożenie jest nieco opóźnione z braku funduszy. Chociaż przekonywałeś innych i sam siebie, że bardziej chodzi o właściwe wykorzystanie istniejących zasobów, niż sięganie do kasy po nowe środki. W prasie czytasz, że proponujesz recykling funduszy i że nic z tego nie będzie.

14. Ogłaszasz wielki początek wielkiej zmiany: plan rusza.

15. Przedstawiasz okresowe oceny realizacji planu, bo ci kazali. Tłumaczysz opóźnienia, na potrzeby sprawozdań podejmujesz działania możliwe do zrealizowania, żeby udowodnić, że wszystko posuwa się do przodu.

16. Powoli kończy się twoja kadencja.

17. Kadencja się skończyła.

18. Z wyższością patrzysz na swojego następcę, który zaczyna diagnozę dawno zdiagnozowanej sytuacji, proponuje oczywiste rozwiązania oczywistych problemów i otoczony zaufanymi, ale pozbawionymi doświadczenia i instytucjonalnej pamięci współpracownikami traci czas na odkrywanie Ameryki od nowa. Za szczyt naiwności ze strony mediów i opinii publicznej uważasz każdy zachwyt wywołany pozorną nowością planów twojgo następcy. Masz poczucie niesprawiedliwości, gdy mówią, że teraz "to" wreszcie zostanie zrobione, bo poprzednik, czyli ty, nie zrobił absolutnie nic.

2014-12-11

Rzeczpospolita kiejkucka

Raport Senatu USA na temat tajnych więzień CIA stawia kropkę nad i - jak słusznie zauważa Józef Pinior. Polski senator nie ma jednak racji, gdy wzywa, abyśmy wzorowali się na Stanach Zjednoczonych by pokazać, że Polska jest państwem prawa. Bo w państwie prawa winni podlegają prawu bez względu na to dla jakiej instytucji pracują. A ta zasada nie obowiązuje w amerykańskiej demokracji.

© Parlament Europejski 2014
To prawda, że mechanizm demokracji zadziałał w tej sprawie, bo senacka komisja wykonała kawał solidnej roboty i nie zawahała się upublicznić swoich ustaleń. Ustalenia są dramatyczne: stopień wymyślności tortur, osobiste zaangażowanie i sadyzm katów są miarą barbażyństwa niewyobrażalnego w nowoczesnym państwie zachodniej cywilizacji; wykorzystanie poddaństwa i naiwności państw satelickich, biednych i dopiero co wyzwolonych z totalitaryzmu, pokazuje jak Stany Zjednoczone rozumieją politykę międzynarodową i co oznacza dla nich "kraj sojuszniczy"; wypchnięcie poza terytorium USA zinstytucjonalizowanej działalności przestępczej, niezgodnej z amerykąńską konstytucją, uzmysławia, jak mało uniwersalna, a jak bardzo lokalna jest amerykańska koncepcja demokracji: poza granicami państwa może nie obowiązywać, bo poza USA to znaczy nigdzie.

Polska, kraj który nie tylko zgodził się użyczyć swego terytorium, ale który za użyczenie infrastruktury i za milczenie kazał sobie zapłacić słusznie jest w raporcie nazywany "Krajem": terytorium bez właściwości i bez wartości, państwem króla Ubu. Odpowiedzialni za to powinni odpowiedzieć przed sądem i oczywiście Józef Pinior, który jak nikt inny w Polsce przyczynił się do ujawnienia i wydania moralnej oceny tym działaniom, ma rację ponownie się tego domagając. Polska prokuratura, która ociąga się ze śledztwem od 2008 roku, czekała ponoć na wyniki śledztwa Sentau USA. Teraz już czekać nie musi.

"Kraj", czyli nigdzie

Ale jeśli - jak apeluje Pinior - mielibyśmy się kierować  amerykańskim wzorcem państwa prawa, to sprawiedliwości nie stanie się zadość. Owszem, amerykański model objawia się w tym przypadku tak, że na ołtarzu demokracji Senat przedstawia uczciwe, niezależne sprawozdanie sporządzone przez swoją komisję śledczą. Bez względu na kontekst międzynarodowy (mało sprzyjający takim wynurzeniom), bez względu na naciski odpowiedzialnych za przestępstwa polityków. Mniejsza o to, że wszystko po to, i dlatego teraz, żeby zdążyć przed nieuchronnym, jak się wydaje, zwycięstwem Republikanów w następnych wyborach. Jest jasne, że pod ich rządami Ameryka, nasz ukochany kraj, okazałaby się mniej demokratyczna, mnie otwarta, mniej transparentna, bo raport pewnie zostałby jeszcze bardziej ocenzurowany lub w ogóle by się nie ukazał. Ale, rzecz najważniejsza: ani teraz ani później, bez względu kto wygra wybory, odpowiedzialni nie zostaną  postawieni w USA przed sądem.

Demokracja a państwo prawa

USA zbierają punkty za demokratyczny charakter swoich instytucji przedstawicielskich, za transparencję władzy ustawodawczej. Ale nie za państwo prawa! To, co instytucje tego państwa robiły pod pretekstem walki z terroryzmem, jest nie do pogodzenia z państwem prawa. Jeśli ktoś chce, może to usprawiedliwiać racją stanu, wyższą koniecznością, dlaczego nie. Nie może jednak namawiać pryncypialnych zwolenników państwa prawa do naśladowania Stanów Zjednoczonych. Tam nie będzie procesu karnego. Co najwyżej wewnętrzne postępowanie administracyjne. Rozumiem, że Pinior domaga się aktywności polskiego prokuratora wobec polskich winnych, ale dlaczego powołuje się przy tym na przykład amerykański - nie rozumiem.

Standardy kiejkuckie

Zastosowanie amerykańskiego wzorca oznacza powołanie komisji śledczej w sejmie lub senacie, która przygotuje sprawozdanie. Z tym radzimy sobie świetnie. Ale amerykańskiego rozmachu zabraknie: 50 milionów dolarów na śledztwo raczej nie wydamy. Następnym etapem będzie ogłoszenie raportu i... bezkarność winnych, tak jak w USA. Czy o to chodzi Piniorowi? Demokracja oparta na tym modelu, transparentna, ale na bakier z zasadą państwa prawa, dysponująca o niebo mniejszymi środkami finansowymi niż USA, byłaby ubogą kopią tamtego systemu, taką kiejkucką demokracją.

Jak już kiedyś pisałem, Polskę skazano w Strasburgu za sprzeniewierzenie się europejskim standardom. Nie amerykańskim. Nie skazano jej za to, jak poradziła sobie ze swoją demokracją, bo tego sądu Polacy muszą dokonać nad sobą sami. I - wbrew temu co słyszę - nie powinni tym razem brać przykładu ze Stanów Zjednoczonych.



Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...