2015-08-05

Przewodniczący Tusk i papież Franciszek nie przyjadą na zaprzysiężenie Prezydenta

Nie wiem, kto wymyślił problem nieobecności Donalda Tuska na uroczystościach związanych z objęciem urzędu prezydenta przez Andrzeja Dudę: ci od Dudy, czy ci od Tuska. Nie chce mi się sprawdzać, bo to problem wydumany, a dyskusja, jaką wywołał, jest żałosna.

Oczywiście, to prawda, co przedstawiciel MSZ powiedział Rzeczpospolitej (zastrzegam, że cytat znam tylko z tweetów), że prezydent elekt nie wysyła zaproszeń do szefów państw i organizacji międzynarodowych, bo protokół nie przewiduje ich obecności na zaprzysiężeniu. Co nie zmienia jednak faktu, że gdyby prezydent elekt zapragnął zaprosić Tuska, to nie byłoby to sprzeczne z protokołem. To bzdura, że musiałby wtedy zaprosić szefów Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Papieża też by nie musiał. Natomiast gdyby już go zapraszał, to musiałby to zrobić zgodnie z protokołem, a nie przez Twitter. Tylko niby dlaczego miałby go zapraszać? Po co? W imię długoletniej przyjaźni? Z wdzięczności? Kolejny nieistniejący dylemat. Pretekst do pyskówki i ataków ad personam.

Nieobecność Tuska, nie jako szefa Rady Europejskiej, ale jako byłego premiera, to inna sprawa. Bo co prawda nie od Dudy, ale od marszałek sejmu, jak inni uczestnicy sejmowej uroczystości, zaproszenie dostał. Graś oddał mu niedźwiedzią przysługę tłumacząc, że nie przyjedzie, bo dla niego zaproszenie od marszałek sejmu to za mało. Wyszło, że małostkowy buc. Herman Van Rompuy, były premier Belgii, już po objęciu stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej brał udział w różnych belgijskich uroczystościach. I w ogóle był o niebo bardziej aktywny w krajowej polityce (choć zakulisowo), niż Tusk. Bardziej od Tuska aktywny w życiu publicznym swojego kraju jest też Niemiec Martin Schulz, przewodniczący parlamentu europejskiego. Ale to ich indywidualne wybory, zarówno co do rangi jak i kontekstu obecności w krajowej polityce. Czasem też wynik mniej lub bardziej napiętego programu zajęć.

Zdolność wymyślania nieistniejących problemów tylko po to, by uciąć sobie gadkę na politycznym i intelektualnym poziomie sprzeczki w piaskownicy prowadzonej przez źle wychowane bachory, to niestety nieodłączny element polskiego życia politycznego. Jak zwykle aż się zaroiło od specjalistów i ekspertów, tym razem w dziedzinie protokołu dyplomatycznego. Skąd tylu uczonych w dyplomacji w kraju, w którym chamstwo i pieniactwo są typowymi nośnikami politycznej argumentacji? Skąd tylu ekspertów w kraju, w którym ignorancja i dyletanctwo są nie barierą, ale przepustką do udziału w publicznej (przepraszam: medialnej) debacie?

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...