2015-11-28

Francuzi nie są już obrażeni na flagę

Po zamachach w Paryżu trójkolorowa flaga Francji zagościła na internetowych portalach, przesłoniła awatary w mediach społecznościowych. Gest solidarności, nie tak bardzo znów zaskakujący. Jeśli kogoś zaskoczył, to może samych Francuzów.

Kiedyś niebiesko-biało-czerwona była cała Republika, wraz z dewizą Równość, Wolność, Braterstwo była symbolem znakiem postępowej Francji stojącej w opozycji do reakcyjnej monarchii. Był czas, gdy nawet komuniści się nią posługiwali. Ale potem zaczęła tracić sympatię dużej części Francuzów: od 1914 kojarzyła się głównie ze złą wojną, militaryzmem i nacjonalizmem. Odzyskała na chwilę popularność w 1944, bo przyjechała z De Gaullem z Londynu i pozwoliła Francuzom uwierzyć, że wygrali wojnę, że byli po dobrej stronie. Przez chwilę, bo jak zapomnieć, że reżym Vichy, który zastąpił dewizę rewolucji francuskiej Wolność, Rowność, Braterstwo hasłem Rewolucji Narodowej Pétaina: Praca, Rodzina, Ojczyzna, posługiwał się tym samym sztandarem? Komuniści, którzy wypowiedzieli De Gaulle'owi wojnę o rząd dusz i mitologię zwycięstwa nad faszyzmem, musieli przecież mieć własny sztandar i był to sztandar czerwony, znak innej jeszcze, niefrancuskiej zgoła rewolucji.

Epoka kończącego się kolonializmu, wstydliwe wojny w Indochinach i w Algierii, wstydem okryły też trójkolorowy sztandar. I wszystkie symbole Republiki, łącznie z Marsylianką, której nikt już nie chciał śpiewać. W latach dziewięćdziesiątych zupełnie poważnie dyskutowano o zmianie hymnu lub przynajmniej o cenzurowaniu nazbyt krwawych i nacjonalistycznych jego fragmentów. Flaga narodowa była jedynie elementem scenografii państwowych uroczystości i prezydenckiego orędzia na Nowy Rok, do obejrzenia w telewizji. Trylogia kolorów kojarzyła się głównie z narodową reprezentacją piłkarską. Spontanicznie pod trójkolorowym sztandarem maszerowała tylko skrajna prawica, by 1 maja oddać cześć Joannie d'Arc. Gdy Sarkozy, aby zyskać sympatię narodowo-prawicowego elektoratu chciał, by dzieci w szkołach śpiewały hymn i uczyły się patriotyzmu, lewica nawyzywała mu od nacjonalistów. 

Zamachy terrorystyczne 13 listopada, francuski 9/11, przywróciły Francuzom ich flagę i hymn. A największa w tym zasługa lewicowego prezydenta, socjalisty François Hollande'a. Francuskie flagi powróciły na t-shirty, okna i balkony. Ceremonia ku czci ofiar odbyła się, na osobiste polecenie Hollande'a, w Pałacu Inwalidów, tam, gdzie w pięciu trumnach spoczywa Napoleon Bonaparte. Rzecz niebywała: miejsce dotychczas zarezerwowane było dla uroczystosci wojskowych, cywilne obrządki raczej się tam nie odbywały. Ale Francja ogłosiła wojnę. A wojna toczy się pod błękitno-biało-czerwonym sztandarem. Nie wiadomo na jak długo połączy on wszystkich Francuzów. Ale w historii francuskiego patriotyzmu jest to wydarzenie wielkiej wagi, warte odnotowania.

I tylko z powodu sytuacji w Polsce, gdzie narodowa flaga też dołączyła do grona bohaterów wydarzeń, przypomnieć należy, że we Francji flaga narodowa nie zastąpiła bynajmniej flagi Unii Europejskiej. Błękitny sztandar z dwunastoma gwiazdkami nie przeszkadza jakoś Francuzom w czuciu się Francuzami.


Na podobny temat: "Oni są przeciwko nam"; "Muzułmańscy imigranci a świeckość państwa"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...