2016-05-03

Migracje: najlepiej zbudować płot

Przebieg dyskusji na temat fali uchodźców i migracji utwierdza ludzi w przekonaniu, że mamy do czynienia z jakimś chwilowym problemem. W wielu krajach, w których - tak jak w Polsce - uchodźców i imigrantów albo nie ma albo prawie nie ma, panuje pogląd, wzmacniany przekazem medialnym, że jest to cudzy problem, który w zasadzie mieszkańców danego kraju nie dotyczy. I że wystarczy powiedzieć "nie", by mieć go z głowy. Nawet tam, gdzie uchodźcy i imigranci przyjeżdżają masowo: w Austrii, Grecji czy we Włoszech, w Niemczech i w Szwecji, i gdzie - z tego powodu - powszechny jest pogląd, że międzynarodowa mutualizacja wysiłków antykryzysowych jest konieczna, słaba jest świadomość, że mamy do czynienia z długotrwałym, planetarnym procesem demograficznym, gospodarczym i cywilizacyjnym.

Złudne są nadzieje, że problem da się przerzucić przez jedną czy drugą granicę jak piłkę przez siatkę wokół boiska; albo, że wystarczy postawić zagrodę, by uchronić swoją miedzę przed szkodą; albo, że kryzys można przeczekać, bo przecież dobra koniunktura musi wrócić, jak dobra pogoda, albo jak wzrost gospodarczy w kapitaliźmie. Nic podobnego się nie stanie. Mamy do czynienia z wielkimi, choć nie pierwszymi i nie największymi (prawdopodobnie) w historii ruchami migracyjnymi, które co jakiś czas zmieniają społeczny i ekonomiczny krajobraz kontynentów a nawet planety.

Podziały na biednych i bogatych w świecie się pogłębiają, zamiast zanikać. Poziom biedy w Afryce wynosi dziś 48%. Jest więc lepiej, bo jeszcze parę lat temu stystyczni biedni stanowili tam 51% ludności, odsetek niewyobrażalny w bogatej Europie. Ale 3% wzrost gospodarczy, choć niewątpliwie sprzyja mu dostrzegalna mimo wszystko demokratyzacja, to za mało, by przepaść zasypać. Do 2050 roku podwoi się liczba mieszkańców Afryki. Będą stanowić jedną czwartą światowej ludności. To nie pozwala wierzyć w rychły koniec kryzysu migracyjnego. Przeciwnie: oznacza, że zjawiska migracyjne, które dziś obserwujemy, należy postrzegać w kategoriach braudelowskiego długiego trwania, a nie w kategoriach przemijającego kryzysu.

W tej sytuacji dywagacje, na temat tego, czy musimy przyjmować migrantów, skoro nie mieliśmy kolonii, albo jak skomponować profil religijno-etniczno-społeczno-zawodowy dwudziestu, stu, czy może nawet stu dwudziestu imigrantów, których zgodzimy się przyjąć, brzmią jak rozmowy czterolatków na temat lotów kosmicznych. To niezwykłe, że w czasach powszechnego dostępu do informacji, w epoce przyspieszonego rozwoju technologii informacyjnych, przyssania ludności do ekranów telewizorów i komputerów, świadomość długotrwałych i globalnych procesów jest tak nikła. Jak przed wiekami ludzki wzrok rzadko sięga poza opłotki. Fakt, że - na przykład w polskiej telewizji i w polskich mediach w ogóle - świat zajmuje niewiele miejsca. Swoboda podróży mieszkańców bogatych krajów do biednych w niewielkim stopniu rozwija horyzonty, bo realizuje się w obrębie mapy wyznaczonej turystycznymi "destynacjami": od jednego hotelu z basenem do drugiego.

Migranci i uchodźcy biorą dziś udział w wielkiej przemianie cywilizacyjnej, na którą my już się spóźniliśmy i czym większe będzie nasze spóźnienie tym trudniej nam będzie sobie ze skutkami tej przemiany poradzić. Ale choćbyśmy nie wiem jak mocno zaciskali powieki, by jej nie widzieć, ona i tak się dokona. Nasze wnuki nie będą nawet świadome lęków, które każą nam dziś kierować wzrok w podłogę, zamiast patrzeć przed siebie. Oczywiście, będą bać się czego innego, lęk i ucieczka przed lękiem w nieświadomość są nierozłącznie związane z człowieczą dolą.

Tym wszystkim, którzy myślą, że budowa zapór na granicy jest rozwiązaniem problemu migrantów i uchodźców, chciałbym podszepnąć pomysł: niech zbudują drewniane płoty. I dobrze je zakonserwują przed deszczem, wiatrem i kornikami. Materiał naturalny, vintage design, szybka i tania konstrukcja, wszystko zgodnie z trendami epoki. Skuteczność w powstrzymywaniu światowych migracji co prawda żadna, ale też nie mniejsza niż zasieków z drutu kolczastego. Za to może się taki płot zachowa jako artystyczna instalacja, ponadczasowy pomnik głupoty, krótkowzroczności i tępego egoizmu ludzkości.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...