2016-05-19

Ogródki demokracji

Odkąd PiS doszedł do władzy dywagacje na temat demokracji stały się modne jak nigdy dotąd. Bezpośrednim impulsem, który uczynił z demokracji temat wielkiej publicznej debaty było powstanie i spektakularny sukces Komitetu Obrony Demokracji. Ale to nie KOD odgrywa główną rolę w tej debacie. Spór o istotę demokracji został zdominowany przez dwa obozy, które zasadniczo różnią się opinią w kwestii terytorium naturalnego dla rozwoju demokracji. Dla jednych nie ma demokracji poza państwem narodowym: demokracja może funkcjonować tylko w narodzie. Dla drugich oczywistym terytorium demokracji jest opiekuńcze państwo socjalne (de facto też narodowe): tylko w takim państwie można mówić o demosie, bez którego nie ma demokracji. 

Mylnie wydaje nam się czasem, że ten spór toczy się między lewicą a prawicą. Nie tak przebiega podział. Między dwoma tymi obozami zawiązuje się przedziwny sojusz, zrecenzowany parę dni temu przez Aleksanda Smolara, który w reakcji na tekst autorstwa jednego ze zwolenników tego aliansu, Grzegorza Sroczyńskiego, pisał o "sojuszu ludu KOD-owskiego i władzy PiS-owskiej". To co jednych z drugimi łączy, to nie tylko nienawiść do liberalizmu (różnie definiowanego i rozumianego), ale i podskórna nieufność wobec idei wolności jako takiej.


Socjały i nacjonały

Jedni i drudzy mówią o potrzebie wielkiej zmiany, ale o tym, jak demokrację dostosować do zmieniającego się świata właściwie nie mówią, bo to, że świat się zmienia, nie jest chyba dla nich wcale takie oczywiste. Przedmiotem debaty jest remanent status quo, autorski spis demokratycznego inwentarza: jakie jest miejsce narodowej suwerenności i ludowej suwerenności w demokracji, i czy umowy śmieciowe, dystans między bogatymi i biednymi, duma narodowa i polityka historyczna mieszczą się w pojęciu demokracji?

Wszystkie te tematy są ważne i szkoda, że poświęcona im dyskusja jest tak spóźniona, a tym samym pospieszna, bo to źle wpływa na jej jakość. Ale nie mogą one stanowić alternatywy dla imponderabiliów demokracji. Te impoderabilia zostały zebrane w pakiet nazwany (dość niefortunnie z retorycznego punktu widzenia) demokracją liberalną. To jej broni KOD. Natomiast dla socjałów i nacjonałów tak pojęta demokracja to stan niefortunnie zastany, wymagający kapitalnego remontu, od fundamentów. Bo jedni i drudzy inaczej defniują impoderabilia. Dlatego w ich odczuciu debata rozpoczęta przez KOD nie dotyczy sedna. Liczą się tylko naród i lud w ujęciu esencjalistycznym. A takie podejscie wydaje się stanowić wystarczającą jak na razie podstawę potencjalnego sojuszu "pewnej lewicy" z "nacjonalistycznym, klerykalnym, autorytarnym" PiS-em, jak mówi Smolar.

Sen o europejskiej agorze

Unia Europejska, która powstała na fundamencie narodowego państwa opiekuńczego, i której ustrój gospodarczy nazywa się społeczną gospodarką rynkową, ma w swym kodzie genetycznym wpisane dążenie do zdefiniowania na nowo miejsca funkcjonowania demokracji, jej ekosystemu. Nie musi on być zamknięty w granicach państwa narodowego, bez względu na to, czy jest ono opiekuńcze czy nie. Dla zwolenników integracji europejskiej, świadomych jej sensu i przeznaczenia, suwerenność, tożsamość i dobrobyt mogą stanowić łącznik: pole współpracy i wymiany. To przecież lepiej, niż widzieć w nich budulec murów, które dzielą. Mogą być kapitałem zainwestowanymi we wspólne przedsięwzięcie. To przecież lepiej, niż uczynić z nich ukryty w glinianym garnku i zakopany pod drzewem skarb ciułacza, obsesyjnie strzeżony przed złym sąsiadem. Lepiej. A mimo to europejskiej agory i europejskiego demosu jak nie było tak nie ma.

Zarówno instynktowny sprzeciw wobec autorytaryzmu, który jest siłą napędową KOD, jak integracja europejska to zjawiska budzące nieufność tych, co chcą zamknąć demokrację w ogródku państwa suwerenności narodowej i dla drugich, którzy za właściwą dla demokracji działkę uważają państwo suwerenności ludowej. Ale jedyni i drudzy chcieliby sobie tę demokrację wyhodować i przystrzyc po swojemu. Nie dajmy anachronicznym działkowcom zawłaszczyć demokracji. Ani na ulicy, ani w Sejmie, ani w publicystyce.

Obrona demokracji przed autorytaryzmem. Demokracja, po lincolnowsku, jako "rządy ludu, poprzez lud i dla ludu". Demokracja liberalna - czyli nie tylko władza większości, ale również poszanowanie mniejszości oraz instytucje kontrolujące zachowanie równowagi między trzema władzami i ograniczające ich władztwo. Demokracja - demos, lud, naród, wyborcy, obywatele. I konsumenci. I pracownicy i pracodawcy. Rządy prawa. Równość - szans i wobec prawa. Sprawiedliwość. Wolność. Suweren i suwerenność. Demokracja bezpośrednia i demokracja przedstawicielska. Trójpodział władzy Alexisa de Tocquevilla, mowa Demostenesa, filipki Cycerona. Demokracja zachodnia. Fasadowa. Grecka (starożytna). Amerykańska (Lincolna i Roosevelta czy Trumpa?). Tematów nie brakuje. Ale żeby poświęcona im debata mogła mieć wpływ na kształt państwa, w którym żyjemy, i na kształt ponadnarodowej wspólnoty, którą jest Unia, musimy ją toczyć na zasadach praworządności i demokracji zwanej liberalną.

 Na podobny temat: 
Lewicowa droga PiS do narodowej rewolucji  - 17/11/2015
PiSowski populizm idzie w parze z pogardą wobec prostego człowieka - 02/12/2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...