2012-11-08

Europa dobra na wszystko

Przez siedemdziesięciotysięczne Suwałki przejeżdża każdego dnia siedem tysięcy TIR-ów. Suwalczanie już od lat  siedemdziesiątych czekają na obiecaną przez władze obwodnicę. Z najnowszych planów rządu wynika jednak, że budowa nie rozpocznie się w 2013, trzeba będzie poczekać siedem lat dłużej. Jak dobrze pójdzie. Można by odnieść wrażenie, że nad Suwałkami zawisło fatum, że pecha Suwalczanom przynosi cyfra "siedem".

Minister Sławomir Nowak, zapytany o przyczynę odłożenia inwestycji, nie  uciekł się do numerologii, nie poszedł na łatwiznę. Żeby sprawę wyjaśnić, powiedział minister, trzeba poczekać na wyniki negocjacji nad unijnymi planami budżetowymi na lata 2014-2020 (na kolejną siedmiolatkę, znowu siedem!). A te dopiero się rozkręcają. Jak zwykle, na kłopoty Europa. Europa jest wszak dobra na wszystko.

Do Suwałk zjechali się dziennikarze, bo 6 listopada ruszył marsz protestacyjny mieszkańców zorganizowany przez Społeczny Komitet Wspierania Budowy Obwodnicy Suwałk. Marsz ruszył symbolicznie, z Ronda Unii Europejskiej. - Jesteśmy zdeterminowani. To dopiero początek. Jak będzie trzeba, to i do Warszawy dojdziemy i do Brukseli - powiedział do kamery przedstawiciel Komitetu. Ale dlaczego do Brukseli? Bo to tak jak z pechową siódemką: jak nie wiadomo co, to Bruksela. Minister Nowak sam przecież mówi, że decyzje podejmą w Brukseli.

 Tylko, że to nieprawda. Przedmiotem negocjacji nad wieloletnimi założeniami budżetowymi UE nie są takie - z całym szacunkiem dla Suwałk - drobiazgi, jak obwodnica. Suwalska obwodnica to mały wycinek drogi ekspresowej S-61, która z kolei stanowi cześć międzynarodowej  trasy Via Baltica z Warszawy do Tallina. Rząd litewski uznał  Via Baltikę za inwestycję państwową najwyższej rangi. Dla Estończyków Via Baltica to też priorytet. Trzy tygodnie temu, w czasie wizyty w Tallinie, unijny komisarz do spraw transportu, Siim Kallas publicznie potwierdził, że Rail Baltica (koleje), ale również Via Baltica  (drogi) pozostają priorytetami Komisji Europejskiej. To Polski rząd uznał obwodnicę suwalską za projekt do zrealizowania w drugiej kolejności.

Rozumiem, że wszystko priorytetem być nie może. Nie da się. Nie na wszystko starczy pieniędzy. Bo skąd brać.  Przyjmuje też do wiadomości, że polski rząd postanowił użyć projektu Via Baltica jako argumentu w swoich negocjacjach z innymi państwami członkowskimi: albo uzyskamy na lata 2014-2020 tyle środków na politykę spójności, ile chcemy, albo projekty paneuropejskie, ponadgraniczne, takie jak Via Baltica, przestaną być dla nas priorytetem. Rozumiem, że te zawiłości trudno jest wytłumaczyć w 100 sekund do telewizyjnej kamery. Łatwiej powiedzieć: Bruksela: Perspektywa budżetowa. Negocjacje międzynarodowe. Krótko, zwięźle i zamyka usta. Ta postawa ma jednak pewne wady. 

Po pierwsze, jest dowodem krótkowzroczności. W wymiarze krajowym. Drogi, które się budują, powstają dzięki rządowi. Te, które się nie budują, nie powstają z powodu Brukseli. Co by to miało nie oznaczać. To zasada, która nie jest bynajmniej apanażem eurofobów. Ten rodzaj taniej hipokryzji może być, jak się okazuje, elementem retoryki rządu, który uważa się za najbardziej europejski w Europie. Który - słusznie - stawia na UE jako główne kolo napędowe rozwoju Polski. I który potrzebuje dla tej wizji społecznego poparcia. Co z tego, że minister Sikorski w świetnych wystąpieniach uczy w Berlinie lub Londynie jak być dobrym Europejczykiem, skoro w Suwałkach minister Nowak, zamiast zadać sobie trud wyjaśnienia Polakom dokonywanych przez rząd wyborów (nie muszą być przecież złe), macha ręką i z ironicznym uśmiechem oświadcza: to Bruksela. Suwalska obwodnica, żeby powstać, potrzebuje decyzji polskiego rządu, nie Brukseli. Bez względu na to, czy stanie się cud (bo w tych kategoriach należy to rozpatrywać), i w unijnym budżecie znajdą się pieniądze na wszystkie inwestycje infrastrukturalne, w tym na Via Baltica, czy nie, budowa suwalskiego odcinka i jej tempo i tak będą zależeć od polskiego rządu.

Po drugie, jest dowodem krótkowzroczności. W wymiarze europejskim. Brak polskiego poparcia dla Via Baltica może zrobić wrażenie na Litwinach i Estończykach, bo im na tym zależy. Tylko po co, skoro nie zrobi go na Wielkiej Brytanii, która ma w nosie Via Baltica: zainteresowana jest tylko tym, co powstaje na ziemi brytyjskiej. W polskim interesie leży jednak rozwój połączeń paneuropejskich. Co z tego, że droga - i tak zwykle w kawałkach - dojdzie do granicy, skoro dalej jej przepustowość dramatycznie spadnie? Po raz kolejny polski interes jest zbieżny z interesem całej UE. Polska nie leży na wyspie. Ale Via Baltica to dla polskiego rządu głównie element przetargowy. A na plan "Łącząc Europę" (Connecting Europe), który jest jednym z najważniejszych elementów propozycji Komisji Europejskiej na lata 2014-2020 ukierunkowanym na rozwój połączeń paneuropejskich, Polska kręci nosem, kręci po brytyjsku. Bo jak chociaż część pieniędzy pójdzie na projekty ponadgraniczne, to się nam "narodowa koperta" uszczupli. Brytyjski eurosceptycyzm, który tak naprawdę jest kolejną postimperialną odmianą narodowego egoizmu wyspiarzy, nie jest dla Polski dobry. Ani w brytyjskim oryginale, ani jako polska reprodukcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...