2013-07-17

Negocjacje handlowe: granice transparencji, granice populizmu

Unia Europejska rozpoczęła negocjacje o wolnym handlu z USA. Kolejna runda odbędzie się w październiku, w Brukseli. Francuska minister do spraw handlu handlu zagranicznego, Nicole Bricq, zażądała od Komisji Europejskiej upublicznienia unijnego mandatu negocjacyjnego, żeby rozmowy "nie toczyły się za plecami ludzi i społeczeństwa obywatelskiego". Postulat ten jest tak niezwykłą mieszanką głupoty, hipokryzji i populizmu, że należałoby go uznać za wyjątek w praktyce prowadzenia negocjacji. Pytanie tylko, czy jest to element "wyjątku kulturalnego", którego tak bardzo broni Francja, czy po prostu objaw osobistej bezrozumności i własnego cynizmu pani minister.

W UE, w imieniu państw członkowskich, negocjacje handlowe z państwami trzecimi prowadzi Komisja Europejska na mocy mandatu negocjacyjnego uzgodnionego z unijnymi rządami. Faza uzgodnień była tym razem bardzo trudna, a ich wynik oznaczał ograniczenia negocjacyjnego pola manewru Komisji i tym samym osłabienie pozycji UE (pisałem o tym na tym blogu już wcześniej tutaj i tutaj). Amerykańscy negocjatorzy są w znacznie wygodniejszej sytuacji, bo nie musieli z nikim ustalać zakresu i sposobu negocjacji, nikomu też nie przyszłoby do głowy, aby domagać się ujawnienia amerykańskiego mandatu negocjacyjnego. Bo też negocjacje handlowe wymagają pewnej dyskrecji. Tak, rozmowy odbywają się za zamkniętymi drzwiami, nie na placu publicznym.

W negocjacjach międzynarodowych (ale nie handlowych) zdarzają się wyjątki. Na przykład polskie stanowiska negocjacyjne w czasie rozmów dotyczących przystąpienia do UE był publikowane z przyczyn, na które powołuje się pani Bricq. Było to politycznie uzasadnione, odpowiadało wymogowi transparencji w debacie społecznej o członkostwie. Ale negocjacje w sprawie wolnego handlu z zagranicznym partnerem to co innego. Czyżby pani minister Bricq tego nie wiedziała?

Pani Nicole Bricq udało się wcześniej przekonać niedoinformowanych artystów, wśród nich Agnieszkę Holland i Andrzeja Wajdę, że szykuje się zamach na "wyjątek kulturalny", to znaczy na państwowe subsydia, na unijne dopłaty, na nierynkowy charakter artystycznej produkcji, głównie filmowej. Unijny wyjątek kulturalny nigdy jednak nie był zagrożony. Zostali wplątani w polityczną histerię rozpętaną na użytek francuskiej opinii publicznej. Dziś pani Bricq daje do zrozumienia opinii publicznej, że chce jawności negocjacji. Choć sama jako mister handlu zagranicznego wie, że takie negocjacje nigdy nie są jawne. Dlatego posługuje się niewiele znaczącym symbolem, jakim jest upublicznienie mandatu negocjacyjnego.

Bo powiedzmy sobie szczerze: mandat negocjacyjny UE nie zawiera informacji o strategii i taktyce, nie definiuje marginesów negocjacyjnych. W sumie nic by się nie stało, gdyby go ogłoszono. Decyzja jednak należy do państw członkowskich reprezentowanych w Radzie UE. To one mandat zdefiniowały. To w ich imieniu, również w imieniu Francji, Komisja prowadzi negocjacje. Dlaczego francuska minister występuje ze swym odważnych wnioskiem do Komisji, która bez porozumienia z państwami członkowskich, nie może mandatu ujawnić? Dlaczego nie rozmawia z partnerami w Radzie? Z pobudek czysto populistycznych. Wszak najlepszy sposób na nieotrzymanie odpowiedzi to złe zadresowanie listu. Chodzi o dalsze budowanie wizerunku nowej Joanny d'Arc, obrończyni "wyjątku kulturalnego" i przyjaciółki ludu, który o wszystkim na bieżąco powinien być informowany. Nie zdziwiłbym się, gdyby następnym krokiem było wezwanie do narodowego referendum w sprawie wolnego handlu z USA.

I wreszcie rzecz najzabawniejsza: mandat nie został formalnie upubliczniony przez państwa członkowskie, nie zrobiła tego Francja, nie zrobiła Komisja Europejska. A mimo to jest on powszechnie dostępny. Niemal natychmiast po przyjęciu go przez Radę UE został opublikowany w internecie. Wyciekł. Informacje na ten temat pojawiły się na przykład na portalu S2B Network. A sam dokument jest dostępny tutaj. Przypomina to trochę legendę, wedle której w 2012 projekt porozumienia ACTA był ukrywany przed opinią publiczną, podczas gdy od dawna umowa była dostępna w internecie, również na stronach instytucji unijnych (ale nie Rady), a Parlament Europejski już od 2010 dyskutował na ten temat w komisjach parlamentarnych i na sesji plenarnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...