2013-12-11

Sztuka, pieniądz a w sercu kraj

Przemogłem się i zajrzałem do Salonu Meblowego "Emilia". Tego samego, w którym kiedyś zakupiłem (za pieniądze rodziców) moją pierwszą meblościankę. Przemogłem się, choć sobie obiecałem, że moja noga w "Emilii" nie postanie. Głupio sobie obiecałem, trafiony szlagiem po raz kolejny i jak zawsze, gdy patrzę na największe parkowisko Europy. To samo, na którym miało stanąć Muzeum Sztuki Nowoczesnej, upchnięte ostatecznie w po-peerelowskim sklepie z meblościankami. A po drugiej stronie Wisły: Stadion Narodowy. Nie mam nic przeciw stadionom ani parkingom. Ale w tym przypadku chodzi o dwa symbole miasta, dwa hołdy złożone furze i futbolowi. Tu nie chodzi o zagospodarowanie przestrzeni tylko o wybór cywilizacyjny. I to bynajmniej nie wbrew narodowi. Stadion jest narodowy i parking jest narodowy



Głupio sobie obiecałem do "Emilii" nie zaglądać, bo zajrzeć warto. Wystawa "W sercu kraj" to świetna selekcja 150 prac z czekającej na lepsze czasy kolekcji Muzeum. Zbigniew Libera, Mirosław Bałka, Alina Szapocznikow, Sharon Hayes, Paweł Althamer to tylko kilku spośród wystawianych artystów. "Emilia" też nie do poznania: za czasów meblościanek nie było widać, że to dobra, modernistyczna architektura. Jedna z wystawionych prac to ironiczne mrugnięcie okiem w stronę przeszłości: "Regał" Romana Stańczaka z 1996 roku (na zdjęciu obok). Aż trudno uwierzyć, że niezamierzone: kontekst nieodparcie narzuca skojarzenie. Patrząc na obnażony, odarty z politury mebel sam, jako niegdysiejszy użytkownik podobnego regału, poczułem się przez chwilę jak eksponat z innej epoki.

W Muzeum Sztuki Nowoczesnej przydarzyła mi przygoda, która bardzo wzbogaciła moją, przyznaję, ubogą wiedzę na temat seriali telewizyjnych. Było praktycznie pusto, poza mną tylko jeden mężczyzna, który nerwowo krążył wokół jednej z prac, od czasu do czasu zerkając na mnie wyczekująco Wreszcie się odważył i podszedł: - "Czy widział pan Breaking Bad?" Nie załapałem. Czyżby była w Muzeum praca pod tym tytułem? Nie brzmiał zupełnie obco. "No taki serial, amerykański" - pospiesznie wyjaśniał, jakby się bał, że mu ucieknę. "Najlepszy serial wszech czasów! - kontynuował "Tam jest taka scena, kultowa, wie pan, że leżą na pieniądzach, no i tu właśnie są te pieniądze. Zrobi mi Pan zdjęcie?". Nie sposób się było oprzeć: na środku sali faktycznie stos banknotów, czyli dzieło zatytułowane "Hakuna Matata. Tak się składa, że jesteśmy ludźmi" autorstwa Pratchaya Phintonga.



Ponieważ nie widziałem serialu Breaking Bad, nie wiedziałem o co chodzi. Tymczasem facet wciska mi telefon komórkowy z włączonym aparatem, po czym kładzie się jak długi na rzeczonym dziele. "Teraz proszę mi cyknąć". No to cykam. Patrzę, wokół żadnej ochrony, nic, cisza. A ten wstaje, sprawdza czy dobrze wyszło i mówi, że nie dobrze, że inaczej trzeba skadrować. Cykam znowu. Dwie fotki, pod różnym kątem, żebym już nie musiał powtarzać i żeby się to wreszcie skończyło. "Może być" - odpuścił mi, ale bez przekonania. Szczęśliwy był, bez dwóch zdań. "Najlepszy serial, najlepszy. Taka super pamiątka". I zniknął. Natychmiast po powrocie do domu włożyłem do odtwarzacza DVD pożyczone parę tygodni temu przez kumpla i zapomniane. Teraz sobie dopiero przypomniałem, że też mówił: "Serial wszech czasów, musisz obejrzeć". Faktycznie, przez parę tygodni nie mogłem się oderwać. Aż wreszcie trafiłem na "kultową" scenę (na zdjęciu). Dobra, owszem, ale scen "kultowych" jest kilka w każdym odcinku.


Trochę byłem rozczarowany. Stos banknotów w muzeum był ułożony z dolarów Zimbabwe. W Breaking Bad są oczywiście prawdziwe dolary. Jest różnica: w 2008 roku jeden dolar amerykański wart był 40 000 000 000 dolarów Zimbabwe. Dzisiaj w Zimbabwe używa się już tylko "prawdziwych" dolarów, kolejne denominacje nie dały rady inflacji. Stosik z muzeum na dodatek kilkanaście razy mniejszy. No cóż, facetowi widocznie silniej się wszystko kojarzy niż mnie. Ale i tak byłem wygrany: bez niego nie obejrzałbym pewnie do dzisiaj Breaking Bad. A niedługo potem pojawiły się ponownie w gazetach zdjęcia agenta Tomka pławiącego się w luksusie. Podobnie jak facet z muzeum, podobnie jak Huell z Breaking Bad, agent Tomek fotografował się z cudzymi pieniędzmi. Nie mogłem się oprzeć skojarzeniu. Też mi się silnie kojarzy. I też bez sensu. Bo przecież w porównaniu do prawdziwego pasjonata serialu, amatora sztuki nowoczesnej, w porównaniu do rozmarzonego Huell'a leżącego na milionach dolarów agent Tomek jest jak dolar Zimbabwe do amerykańskiego dolara. I też ważny tylko w obiegu wewnętrznym. Futbol narodowy, parkowisko narodowe, agent narodowy. Z rozbawieniem przeczytałem, że agent Tomek rozbił luksusową furę, bo się patriotycznie zamyślił, bo Polskę miał w sercu. W sercu kraj? Breaking bad!

Idźcie koniecznie do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Uruchamia niekończący się ciąg skojarzeń.




PS. Breaking Bad czyli, w wolnym, autorskim tłumaczeniu: Jak stałem się zły

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...