2014-07-17

Dam pracę kobiecie lewicowo wrażliwej

Wczorajszy szczyt UE zakończył się gigantycznym patem jeśli chodzi o obsadę najważniejszych stanowisk w unijnych instytucjach. Ku ogólnemu zaskoczeniu obecny przewodniczący Rady Herman Van Rompuy już w pierwszych słowach oznajmił zebranym szefom państw i rządów, że sprawa jest zbyt skomplikowana, by można było już teraz cokolwiek zdecydować. "Nie mógł Pan tego powiedzieć wczoraj, zanim tu niepotrzebnie przyjechaliśmy?" - zapytał włoski premier Renzi.

Czy rzeczywiście szczyt był niepotrzebny? Dyskusja dotycząca szefa unijnej dyplomacji, następcy baronowej Ashton, i przewodniczącego Rady, któremu pałeczkę ma przekazać Van Rompuy, była całkowicie jałowa. Wbrew temu, co można było wyczytać w mediach społecznościowych i usłyszeć od komentujących "na żywo" dziennikarzy, nie rozmawiano o nazwiskach. Ani o krok nie przybliżyliśmy się do decyzji personalnych, które odłożono na koniec sierpnia. Z tego punktu widzenia Matteo Renzi miał rację.

Juncker spotkał się z Tuskiem. Niewyraźnie widać? Bo taki jest stan rzeczy
Szczyt uzmysłowił jednak jak trudne będzie znalezienie konsensusu. Unaocznił niemożności. Potwierdził, że z warunków, jakie muszą być spełnione przy obsadzie stanowisk, trudno będzie zrezygnować, mimo, że wyglądają dziś na... praktycznie niemożliwe do spełnienia. Nigdy jeszcze kwestia równowagi nie została postawiona tak mocno na ostrzu noża. Wymóg równowagi geograficznej i demograficznej został zapisany w deklaracji nr 6 załączonej do traktatu z Lizbony, co zostało skrupulatnie przypomniane podczas wczorajszego szczytu. Do tego dochodzą jeszcze parytet kobiety-mężczyźni i partyjna równowaga. Jean-Claude Juncker, który od listopada będzie przewodniczył Komisji Europejskiej, opisany wedle tych kryteriów, to mężczyzna, chrześcijański demokrata (EPL) z małego kraju, kraju zachodniego i "starego" członka UE. Kandydatów na kolejne stanowiska należałoby też tak opisać.

Francuski prezydent i niemiecka kanclerz oświadczyli wczoraj, że na czele unijnej dyplomacji powinna stanąć kobieta. I socjalistka. Nic to nowego. Włoszka Federica Mogherini spełnia oba warunki, ale to za mało: jakość tej kandydatury (brak doświadczenia) i stanowisko Mogherini w sprawach międzynarodowych obniżyły jej notowania. Tak, te kryteria, kiedyś oczywiste, dziś mogłyby się zgubić w masie innych formalnych wymogów, ale tak się nie stało. To dobrze. Przeciw kandydaturze Mogherini lobbowała Polska i kraje bałtyckie, bo obawiały się jej prorosyjskiej skłonności. Sam pisałem na Twitterze, że Włoszka odpadła z peletonu, ale nie jest to aż tak jednoznaczne. Przynajmniej z formalnego punktu widzenia, bo przecież nie rozmawiano wczoraj o nazwiskach. Przeciwnicy tej kandydatury przekonują media, na razie skutecznie, że skoro oczywista kandydatka nie została wybrana, to już nie będzie. Ale nie jest to takie pewne. Pewne jest tylko, że negocjacje w tej sprawie będą trwały, a nazwisko Mogherini znajdzie się w propozycjach "pakietowych".

Poszukiwania kandydata (kandydatki), który pokieruje Europejską Służbą Działań Zewnętrznych są też utrudnione z innych powodów. Wśród potencjalnych następców Ashton wymieniano Bułgarkę, Krystalinę Georgijewę, obecną komisarz do spraw współpracy międzynarodowej i pomocy humanitarnej. Ale kandydaturę blokuje skutecznie... bułgarski rząd socjalistycznego premiera Sergeja Staniszewa. Georgijewa ma poparcie prawicowego (EPL) prezydenta Rosena Plewnelijewa, ale to za mało. Kandydatem polskiego rządu jest Radosław Sikorski, ale ta kandydatura ma same wady: mężczyzna, z prawicy, posądzany o zbytnią wojowniczość w stosunku do Rosji. Sikorski jest ceniony w UE jako polityk, ale to tych wad nie równoważy. Jak ktoś w kuluarach zauważył: "nie nadaje się, bo jest z jajami" (dwuznaczność zamierzona, nagrania wypowiedzi brak).

Co do szefa Rady, kandydatów też jest kilku. Tusk (mężczyzna, prawica, średni kraj, "nowy" członek UE) faktycznie dostał propozycję objęcia tego stanowiska, formalnie byłoby to do zaakceptowania, gdyby Włoszka została szefową dyplomacji, czemu Tusk jest przeciwny. Pytanie, czy nie zamieni swego sprzeciwu na negocjacyjny argument i czy w ostatecznym rozrachunku nie zgodzi się na Mogherini. Sam twierdzi, że nie jest posadą Van Rompuya zainteresowany, ale nie jest już tak jednoznaczny w swej odpowiedzi jak parę tygodni temu. Jego kandydatura wydaje się bardziej elementem przetargowym niż prawdopodobnym scenariuszem, ale kto wie. Gdyby Tusk powiedział "tak", w Polsce mogłoby to oznaczać wcześniejsze wybory.

Rozwój wypadków pozornie zwiększa znaczenie przyszłego szefa Komisji Europejskiej w tych rozgrywkach, ale w rzeczywistości stawia go w trudnej sytuacji, bo szef unijnej dyplomacji jest jednocześnie komisarzem i wiceprzewodniczącym Komisji. To, jakie teki dostaną poszczególni komisarze z pozostałych 26 krajów będzie zależało w dużej mierze od obsady tego kluczowego stanowiska opisanego wedle kryteriów partyjnych, demograficznych, geograficznych i płciowych. A nie są to decyzje, które można podjąć z dnia na dzień. Z końcem sierpnia możemy więc spodziewać się ze strony Junckera raczej jakiejś wstępnej propozycji składu Komisji. Kandydaci na komisarzy muszą następnie odpowiedzieć na pytania parlamentarzystów. Przesłuchania w komisjach parlamentarnych mają się zacząć 22 września, ale możliwe, że ten termin trzeba będzie przesunąć. W międzyczasie rozkręci się na dobre karuzela mniej eksponowanych, ale znaczących stanowisk w Radzie, ale przede wszystkim w Komisji. Jak polski rząd poradzi sobie z obsadzeniem Polakami większej niż dotychczas liczby wpływowych funkcji? Zobaczymy.

Poza kwestiami personalnymi, których rozstrzygania nawet nie rozpoczęto, unijny szczyt skupił się na sprawach międzynarodowych. To Ukraina i Bliski Wschód okazały się prawdziwymi tematami brukselskiego spotkania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...