2014-08-31

Nowa polska epoka

Donald Tusk przewodniczącym Rady Europejskiej. Dobra passa dla Polski trwa. 
Z niektórych komentarzy na polskojęzycznym Twitterze bije tak nieposkromiony żal, że nawet mi się nie chce na nie reagować. A przecież poziom jadu wzrośnie, bo wielu "prawdziwych patriotów" tak zamurowało, że zgryzoty jeszcze nie zdołali wyjęczeć. Ale jękną. I oby ich jęczenie nie rozbrzmiewało zgodnie z partyturą naszkicowaną w "drugim scenariuszu", obym się mylił.

W pozytywnych, czyli utrzymujących się w mentalnej normie (no bo jak nie odbierać tej nominacji z dumą, pozytywnie?) komentarzach, wiele jest takich, których autorzy cieszą się, że wrośnie pozycja Polski, że Polska teraz zyska. Co zyska? Musimy wreszcie zrozumieć, że takie wydarzenie jak nominacja Donalda Tuska na przewodniczącego Radu Europejskiej przez szefów rządów i państw UE oznacza, że to już się stało, że to jest spektakularnym objawem, a nie zapowiedzią wzrostu znaczenia Polski. I to nie w kontekście tak zwanej polityki wschodniej, nie w ramach tak zwanego "bloku państw posowieckich", ale w ramach polityki europejskiej po prostu, w ramach historii tout court.

Nie wpadajmy w retorykę przyszłych zysków, wymiernych, materialnych, do policzenia i zważenia, bo ugrzęźniemy w jałowej debacie z tymi wszystkimi rodakami, którym oczy zaszły bielmem ideologicznej nienawiści, ignorantami z wyboru, z zajadłością krytykującymi każdy polityczny rzeczywisty sukces Polski i cywilizacyjny krok wprzód. Oni pierwsi zaczną liczyć i ważyć i siłą rzeczy wyjdzie im, że za mało i za lekko, bo ich system wag i miar jest nie z tego świata, nie z tych czasów, zrodzony w psychicznych bólach historyczno-patriotycznej neurastenii.

Przyjmijmy więc sukces Tuska za sukces Polski, uwierzmy, że możemy i potrafimy i że na pewno nam wyjdzie, bo przecież tak już mamy. Trudno uwierzyć, skoro przez wieki, nauczeni historią, wierzyliśmy w coś przeciwnego. Ale na tym właśnie polega cała sztuka, na tym polegać powinno sedno polskiego przemienienia: skoro udało nam się znaleźć ten historyczny skrót, dzięki któremu w galopie nadrobiliśmy czas stracony w wielkim historycznym zapętleniu, skokiem wróciliśmy w europejską teraźniejszość jako ważny jej uczestnik, nie zatrzymujmy się z niepewności, nie cofajmy z niedowierzania, tylko idźmy do przodu. Nie popadajmy jednak w zadufanie, traktujmy sukces jako coś, po co z powodzeniem możemy sięgnąć, porażki - jak nieuniknione wypadki przy pracy. Uwierzmy po prostu w siebie i róbmy dalej swoje, bo od dwudziestu pięciu lat całkiem nieźle nam to wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...