2012-07-03

Patentowany absurd

Państwa, które do unijnego budżetu wpłacają najwięcej, wzywają do ograniczenia wydatków w przyszłym wieloletnim budżecie UE (na lata 2014-2020). Racjonalizacji wydatków domagają się wszyscy, również ci, którzy ze wspólnej unijnej kasy najwięcej dostają.  Jedni i drudzy zdają się nie pamiętać, że sami uchwalają ten budżet (wespół z Parlamentem Europejskim), że sami są dysponentami tej kasy (w 94% wraca do państw) oraz, że wspólne pieniądze służą do finansowania wspólnie przyjętych zobowiązań.

Media pełne są krytyki euro-biurokracji, która marnotrawi pieniądze. Krytyki kierowanej, o dziwo, pod adresem unijnych instytucji. Kto jednak wymyślił, uzgodnił i i broni z uporem godnym lepszej sprawy trzech siedzib Parlamentu Europejskiego (w Strasburgu, Luksemburgu i Brukseli)? Państwa członkowskie.  I to nie tylko Francja. I nie tylko Niemcy. Kilka dni temu, po blisko trzydziestu latach, państwa członkowskie doszły do międzyrządowego porozumienia w sprawie jednolitego systemu patentowego, mającego obowiązywać w 25 krajach. Hiszpania i Włochy nie chcą w tym brać udziału, bo ich języki nie zostały uznane za kluczowe. Gdyby do trzech obowiązujących języków (angielskiego, francuskiego, niemieckiego) dodać włoski i hiszpański, miliardowe oszczędności wynikające między innymi z uproszczenia systemu tłumaczeń znacznie by się skurczyły. Patentów w obu tych językach rejestruje się stosunkowo mało (pewnie, że więcej niż w Polsce, ale o to nie trudno), bo Hiszpania i Włochy nie są awangardą wynalazczości, ale jest przecież duma narodowa! Za oddanie jej pokłonu, Hiszpanie i Włosi byli gotowi płacić setki milionów euro rocznie, tyle, że nie ze swojej, ale ze wspólnej kasy. A przecież Włochy i Hiszpania, borykające się nota bene z olbrzymim długiem państwowym,  też wzywają do racjonalizacji wspólnych wydatków. I też słusznie. 

Barroso i Barnier prezentują wstępny projekt jednolitego patentu ©EU2012
Najważniejszym instytucjonalnie elementem nowego systemu ma być wspólny sad patentowy (UPC). Wiadomo, że sąd, to nie jest byt wirtualny. Potrzebny jest budynek, personel, budżet operacyjny, administracyjny. Jak zwykle w takich przypadkach, budynek, czyli siedziba, jest najważniejszy. Jak zwykle sprawa stanęła na ostrzu noża, gdy przewodniczący Rady Europejskiej, Herman Van Rompuy, zaproponował, by siedziba trybunału był Paryż. Francja była zachwycona. Brytyjczycy od razu zapowiedzieli weto. Niemcy starali się mediować. Przewodniczący Komisji Europejskiej, Barroso, proponował Brukselę, bo wojna miedzy Londynem a Paryżem mogła doprowadzić do zerwania negocjacji, ale to rządy narodowe podejmują jednogłośnie decyzję, a nie Komisja.
Decyzja, jak zwykle, okazała się salomonowa: siedziba głównego oddziału sądu pierwszej instancji będzie Paryż. Przewodniczącym sądu będzie Francuz. Racjonalnie? Racjonalnie! Ale to nie koniec. Będą też dwa oddziały tematyczne. Jeden - w Londynie. To też racjonalne, coś trzeba było Anglikom zapłacić za zgodę na Paryż. Drugi oddział - w Monachium. No bo skoro już Brytyjczycy coś dostali i Francuzi też, to racjonalnie było dodać trzeci element, bo - jak każdy racjonalista wie - Pan Bóg Trójcę lubi. 

Zamiast jednego, trzy miejsca - absurd jest oczywisty. Koszty, których obcięcia stale się domagają państwa członkowskie (państwa narodowe, jak lubią mówić niektórzy), będą znacznie wyższe. Cała operacja i tak się opłaca, mimo tego, co mówią polscy radcy patentowi i tłumacze (których dochody faktycznie spadną, nie zarobią już tyle na przedsiębiorstwach i wynalazcach zgłaszających innowacje). Koszt tej fanaberii w porównaniu do zysków, które przyniesie nowy system całej UE, jest pewnie do przełknięcia. Ale już w porównaniu do fanaberii Włoskiej i Hiszpańskiej jest to mniej oczywiste. Cały system będzie kosztował jednak drożej, niż założono, a to właśnie głownie koszt ochrony patentowej w UE sprawia, że europejskich patentów jest bez porównania mniej niż chińskich i amerykańskich. O całej sprawie warto jednak pamiętać, gdy Londyn, Paryż, Berlin czy inna stolica wzywać będzie do racjonalizacji wspólnych wydatków. 

Absurd zaś sięga zenitu, gdy zawarte porozumienie dokładnie się przeczyta. Okaże się wówczas, że projekt został pozbawiony trzech najważniejszych artykułów. Co z niego zostanie, poza trzema administracjami w trzech europejskich miastach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...