Przypomnijmy, że nieszczęsna umowa najpierw została zaakceptowana przez
wszystkie 27 państw UE w grudniu ubiegłego roku. Ale już parę tygodni później,
w styczniu 2012, tylko 22 przedstawicieli unijnych rządów złożyło pod nią
podpis podczas ceremonii w Tokio. Zrobił to między innymi polski rząd, który
jednak pod medialną presją obrońców wolnego internetu (w znaczeniu: bez
ograniczeń, nie chodzi o prędkość łącza) ogłosił wstrzymanie krajowego procesu
ratyfikacji. Podobnie postąpiło kilka innych rządów. Parlament Europejski,
który – tak jak wszystkie rządy zresztą – był od dawna w posiadaniu całej
dokumentacji, dość nagle otworzył oczy i uszy na protesty przeciwników ACTA.
Umowa była odrzucana w kolejnych komisjach parlamentarnych, aż wreszcie, 4
lipca, Parlament przekreślił możliwość ratyfikacji dokumentu przez UE. A bez UE
ACTA nie ma racji bytu: na 39 państw sygnatariuszy (wśród nich USA, Japonia,
Kanada) 27 to członkowie UE.
Większość głosowała przeciw, ale aż 165 posłów sie wstrzymało. |
Komisja Europejska, do
ostatniej chwili broniąca ratyfikacji, postanowiła
już w lutym oddać sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Była to reakcja na petycję przeciwników ACTA
podpisaną przez prawie trzy miliony ludzi. Umowie zarzucono niezgodność z
traktatami i z unijnymi zasadami poszanowania podstawowych swobód
obywatelskich. Komisja starała się namówić Parlament, by wstrzymał się z
decyzją do orzeczenia Trybunał, ale
europosłowie postanowili głosować. Jeśli wierzyć komisarzowi do spraw handlu, Belgowi Karelowi De Gucht,
Komisja będzie wytrwale czekała na wyrok bez względu na wynik głosowania, bo
skoro przeciwnicy ACTA dostrzegli naruszenie podstawowych swobód
demokratycznych, w tym wolności słowa, to zarzutów tych nie można pozostawić
nierozstrzygniętych. Brzmi to logicznie, ale Komisja – ciało kolegialne – nie
podjęła jeszcze decyzji. A Trybunał, jak zwykle w takiej sytuacji, zapewne
zapyta Komisji, czy nadal chce, by sprawa była rozpatrywana, skoro problem
praktycznie się rozwiązał: po co zastanawiać się, czy umowa, która i tak nie
wejdzie w życie była zgodna z zasadami UE czy nie?
Jeżeli Komisja sprawy z Trybunału nie wycofa, a sędziowie uznają, że ACTA
żadnych praw ani zasad gwarantowanych traktatami nie narusza, to głosowanie w
europosłów będzie miało nieco inny sens. Po pierwsze, żeby być konsekwentnym,
Parlament powinien się wtedy domagać rewizji całego unijnego prawodawstwa
dotyczącego ochrony własności intelektualnej i praw autorskich, bo ACTA nie
była przecież rozszerzeniem ani nowelizacja tego prawa, tylko jego realizacją.
Oznacza to, że europosłowie głosowali nie tyle przeciw niezgodnej z unijnym prawem
umowie, ile przeciw obowiązującym w UE przepisom.
Po drugie, ACTA od tego co prawda nie ożyje, ale zmienią się warunki
prawne, w jakich powstanie nowy projekt. Bo co do tego, że takowy powstanie,
nie ma wątpliwości. De Gucht zapewnia, że UE nie ma planu "B" i to
pewnie prawda. Czy jednak nie maja go Amerykanie, inicjatorzy i najwięksi
orędownicy ACTA? O przygotowaniach do nowej umowy mówi się już przecież od pewnego
czasu („Plan B”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz