2015-12-28

Po co Waszczykowskiemu opinia Rady Europy

Po ogłoszeniu przez MSZ informacji, że minister Witold Waszczykowski zwrócił się do komisji weneckiej Rady Europy o pinię na temat przeprowadzanych przez PiS "reform" konstytucyjnych zapanowała konsternacja: po co mu to? Odpowiedż jest prosta: chodzi o grę pozorów i działanie na zwłokę. Wszystko wedle taktyki manipulacji opracowanej i przećwiczonej przez Viktora Orbána.

Pytanie o zasadność działań MSZ jest zrozumiałe, bo nikt nie spodziewa się, by stojąca na straży praworządności komisja wenecka oceniła pozytywnie projekty zmian w Trybunale Konstytucyjnym przedstawione jej przez rząd PiS. Skoro więc opinia może być jedynie negatywna, to - rzeczywiście - po kie licho Waszczykowski nadstawia policzek?

Co więcej, z portalu Studio opinii dowiadujemy się, że Waszczykowski przedstawił komisji weneckiej projekty nieaktualne, a nie ten, o który faktycznie toczy się spór i który czeka na podpis prezydenta. Autor artykułu, Piotr Rachtan, wczytał się dokładnie w dokumentację i wykrył, że do zaopiniowania zostały przekazane druki sejmowe: nr 129 – projekt grupy Kukiz 15 i nr 122 – projekt poselski skierowany do pierwszego czytania. Natomiast nic nie wskazuje na to, by do zaopiniowania przekazano projekt poselski z poprawkami, przyjęty w drugim czytaniu, oraz ostateczną wersję tekstu przyjętą przez sejm i senat i przekazaną do podpisania prezydentowi. I znów pytanie wydaje się zasadne: po co? Czyżby PiS liczył, że organ konsultacyjny Rady Europy się na szwindlu nie pozna?

Metoda Orbana

Odpowiedzi na te pytania nie są skomplikowane, jeśli ktoś uważnie prześledzi zabawę w kotka i myszkę, jaką przez lata prowadzi z Radą Europy i z Komisją Europejską Viktor Orbán. Kilkanaście zmian konstytucji, kolejne ustawy "kardynalne" i inne akty prawne lub decyzje dotyczące mediów, sądów, mniejszości, sklepów wielkopowierzchniowych to prawdziwa lawina przepisów, którą Viktor Orbán zasypał Węgry. Za każdym razem, gdy któryś z nich był krytykowany przez opinię międzynarodową, Radę Europy lub instytucje unijne: Komisję Europejską i Parlament Europejski, węgierski premier zaczynał konsultacje.

Ruszała wymiana listów. W międzyczasie wstępny projekt będący przedmiotem korespondencji i "spotkań technicznych", zanim jeszcze konsultacje się zakończyły, był zastępowany kolejnym. Rozpoczynała się dyskusja o aktualizacji projektów. Gdy komisja wenecka lub Komisja Europejska wydawały opinię, Orbán za każdym razem za nią dziękował, ale jednocześnie informował, że dotyczyła ona starego projektu. Bo nowy, rzecz jasna, był już zupełnie, ale to zupełnie inny. Międzynarodowe i unijne gremia zaczynały więc od nowa trwającą tygodniami analizę napisanych po węgiersku projektów. I gdy ponownie udawało się opinię wydać, znów okazywało się, że dotyczy nieaktualnego tekstu. Od czasu do czasu Orbán wpada też do Strasburga, by wytłumaczyć w Parlamencie Europejskim zaistniałe "nieporozumienia" i "prawdziwy" sens swojej polityki. Czasem gra w kotka i myszkę się zatrzymuje, sprawa jest kierowana przez Komisję Europejską do Trybunału UE, co znów zabiera wiele czasu, a przede wszystkim, że względu na ograniczone kompetencje Komisji, dotyczy kwestii raczej technicznych niż fundamentalnych.

Wykorzystać "słabości" demokracji

Taką samą taktykę chce najwyraźniej prowadzić pisowski rząd. Tyle, że tempo jest w Polsce wyższe niż na Węgrzech. Waszczykowski postanowił ubiec komisję wenecką Rady Europy i czymś ją zająć. Nie tym, o co się toczy gra? Tym lepiej: zawsze będzie można powiedzieć, że sprawa jest po prostu bardzo skomplikowana, ale polski rząd wykazuje dobrą wolę i chęć współpracy. Waszczykowski wie, że zgodnie z procedurą przyjętą w 2014, Komisja Europejska zasięga opinii komisji wenckiej Rady Europy i z nią współpracuje. W ten sposób w grę włączone są też organy unijne.

Przyjęty przez sejm i senat projekt pewnie za pare dni zostanie podpisany. Ale nie byłbym też specjalnie zdziwiony, gdyby prezydent Duda, dla zachowania pozorów, odesłał oczekujący na jego podpis tekst do poprawki i gdyby wrócił on po kosmetycznych zmianach już jako "poprawiony" i niby uwzględniający uwagi komisji weneckiej.


Czym więcej zamieszania, czym więcej czasu upłynie, tym lepiej dla rządu, który przerabia ustrój Polski na swoje kopyto. Bez większości konstytucyjnej, z naruszeniem prawa, procedur i dobrych obyczajów. Dobre obyczaje nie mają znaczenia, gdy cel uświęca środki. Są traktowane jako element gry pozorów. Procedury, konsultacje - to kolejny słaby punkt demokracji, który zwolennicy demokratury starają się wykorzystać. Antydemokratyczne, antyliberalne i antyeuropejskie rządy PiS są rządami kłamstwa. A właśnie z kłamstwem demokracja liberalna i europejski parlamentaryzm radzą sobie kiepsko, bo zakładają, że gra musi toczyć się zgodnie z zasadami. PiS takie założenia odbiera jako naiwność i słabość, bo jest to partia, w której wyznaje się inny system wartości.

Makiawelizm pisowskich graczy jest łatwy do zdemaskowania, ale trudno na niego skutecznie zareagować. Być może Waszczykowski myśli, że w jego wykonaniu makiawelizm jest elementem dyplomacji. Ale pamiętajmy, kto pociąga za sznurki. W odniesieniu do Kaczyńskiego, definicji makiawelizmu szukać trzeba nie w rozdziale "doktryny polityczne" ale w rozdziale "psychopatia". Makiawelizm to również cecha chorej osobowości.

 

Aktualizacja: Prezydent Duda jednak podpisał dzisiaj znowelizowaną ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Grę pozorów zostawił Waszczykowskiemu, sam złożył noworoczny hołd swemu mocodawcy.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...