Na wezwanie księdza-neofaszysty pisowska władza
zleciła śledztwo w sprawie Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i
Ksenofobicznych prokuraturze okręgowej w Białymstoku,
tej samej, która z zasady uważa rasizm i ksenofobię za nieszkodliwe społecznie.
Bez względu na rozwój wypadków, to zdarzenie ma rangę symbolu. PiS przeszedł do
nowego etapu działań, nowego etapu swej narodowej rewolucji, i z ostentacją
ogłasza: nie cofniemy się przed niczym.
Niedawno neofaszysta w
sutannie, tzw. kapelan nacjonalistów, ks. Jacek Międlar wezwał do delegalizacji
Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Następnie
chwalił się na Twitterze pozytywną reakcją władz: odzew prokuratury był natychmiastowy.
Ośrodek jest solą w oku pisowskiej władzy, bo nieustannie udowadnia, że w Polsce
jest rasizm. Tymczasem władza twierdzi co innego. Monitorowanie rasizmu i
ksenofobii nie podoba się naturalnie samym rasistom i ksenofobom (którzy w Polsce
dysponują silnymi strukturami, to nie tylko ONR i Falanga) ponieważ
wielokrotnie skutkiem monitorowania przez Ośrodek było zablokowanie tworzonych
przez nich stron i portali w mediach społecznościowych. A media społecznościowe,
zwłaszcza Twitter i Facebook to główne platformy służące popularyzacji
nienawiści rasowej i poglądów skrajnych, nie tylko w Polsce. Zachowania
rasistowskie i ksenofobiczne pozostają zwykle bezkarne: stwierdza się brak
szkodliwości społecznej czynu. Prym wiedzie tu prokuratura okręgowa w
Białymstoku, która swastykę uznaje za nieszkodliwy azjatycki symbol szczęścia,
a nie nazistowski emblemat.
Polską rządzą ludzie,
którzy, jak Macierewicz, skłonni są ksenofobów i religijno-nacjonalistycznych
integrystów uznać za „patriotyczną młodzież” i zaprosić do udziału w bojówkach
zwanych „obroną terytorialną”; którzy, jak Jaroslaw Kaczyński, uciekających
przed wojną ludzi uważa za roznosicieli chorób i zarazków, jeśli mają inny niż
biały kolor skóry i wyznają inna niż katolicka religię; jak Mariusz Błaszczak,
któremu rasizm wydaje się oczywistą reakcją na „multi-kulti” w Niemczech lub we
Francji, natomiast nie ma nic wspólnego z aktami przemocy wobec obcokrajowców w
Polsce, gdzie przecież nie ma „multi-kulti” (a tym samym nie może być rasizmu). Politycy PiS wskazywanie palcem coraz częstszych
rasistowskich incydentów uważają za „lewacką” propagandę skierowana przeciw
Polsce. Ta władza nie tylko przymyka oczy na rasizm i ksenofobię, ona tym
tendencjom wyraźnie sprzyja.
Określenie ideologii i
działań PiS-u mianem neofaszystowskich wywołuje w Polsce niejednokrotnie żachnięcie: łatwo
usłyszeć słowo „przesadzasz”. A przecież w dziedzinie ustroju, praworządności
czy konstytucyjności wpływ idei Carla Schmitta jest bezsprzeczny. Teraz władza,
którą firmują Kaczyński, Duda, Szydło, Kuchciński, Macierewicz, zrobiła krok
dalej. W państwie „dobrej zmiany” coraz wyraźniej dochodzi do głosu, jako
element systemowy, ksenofobia. I rasizm: pobrzmiewający w wypowiedziach publicznych,
nie jest jeszcze ideologią oficjalnie głoszoną przez PiS. Ale należy już do nowego kanonu polskiego pluralizmu, tego samego, z którego wykluczone zostały:
praworządność, tolerancja, w tym wobec mniejszości, liberalna demokracja, poszanowania
praw człowieka, równość kobiet i mężczyzn. Artykuł 2. unijnego traktatu, który definiuje
europejskie wartości będące podstawa wspólnoty, przestał w Polsce obowiązywać. Wrogowie społeczeństwa otwartego zakorzeenili się u władzy na dobre.