D. Cameron w Davos, Szwajcaria, 2010 |
Miejsce Wielkiej Brytanii
Piątkowe wystąpienie, którego wysłuchają
zagraniczni dyplomaci i dziennikarze, to kolejna próba odwleczenia momentu, w
którym będzie musiał wprost powiedzieć Brytyjczykom czy zorganizuje im obiecane
referendum unijne czy nie. Połowa wyspiarzy chciałaby w nim zagłosować za
wyjściem wielkiej Brytanii z UE ("Brexit"). Sam Cameron nie jest jednak do tego
rozwiązania przekonany. Nie wie jak z powrotem zapędzić do czarodziejskiej lampy dżina
populizmu i eurofobii, którego wypuścił ubiegając się o lokum na Downing street
nr 10. Cameron to nie tylko polityk krótkowzroczny i nierozważny. To również
polityk, który dal się ponieść brytyjskim snom o potędze, które powróciły nad
Tamizę w latach dziewięćdziesiątych.
Wielu torysów, a za nim spora część
elektoratu, uwierzyło, że w nowej Europie jest specjalne miejsce dla Wielkiej
Brytanii. Koniec zimnej wojny i dwubiegunowego świata oraz zniknięcie
sowieckiego zagrożenia pozwoliły wielu Brytyjczykom uwierzyć, że mają swoją
rolę do odegrania. Zdystansować się wobec UE, do której przystąpili bardziej
pod wpływem geopolitycznego i gospodarczego instynktu przetrwania i pozostać
głównym partnerem Stanów Zjednoczonych, sytuując się niejako okrakiem między
Ameryką i Europą i wykorzystując swoje światowe wpływy pozostałe z czasów
kolonialnych – taki był zamysł. Niedawne oświadczenie Philipa Gordona
(odpowiedzialnego w amerykańskiej administracji za sprawy europejskie), że w
interesie USA leżą bliskie relacje z Wielka Brytanią jako rzeczywistym a nie
byłym albo niepełnym członkiem UE, było kubłem zimnej wody na głowę Camerona.
Wielka Brytania usłyszała gdzie jest jej miejsce i była to przestroga, która
wywołała w Londynie więcej szumu niż wcześniejsze wypowiadane przez szefów
unijnych instytucji, niemiecką kanclerz, irlandzkiego premiera czy polskiego
ministra spraw zagranicznych.
Watykan czy Norwegia
Kiedy w 2009 roku torysi wyszli z Europejskiej
Partii i Ludowej i utworzyli w Parlamencie Europejskim antyeuropejski klub
Europejskich Konserwatystów i Reformatorów wydawało się, że to tymczasowy
kaprys, wyborczy fortel. Ale torysi wytrwali w swej schizmie. Uspokajali
kolegów, z którymi do niedawna dzielili parlamentarne ławy, że wszystko jest
pod kontrolą. Sami jednak stali się zakładnikami eurofobicznych deklaracji i
mrzonek o referendum. Dziś dwie trzecie torysów ma z tym problem, bo nie
zamierza wychodzić z UE. Niejednokrotnie się zdarza, że brytyjscy konserwatyści
głosują tak jak posłowie Partii Pracy. Dyscyplina partyjna będzie się osłabiać.
Cameron wie, że ma kłopoty we własnych szeregach. Brytyjski biznes, z City na
czele, przestrzega go przed wyjściem z UE.
Pomysł uzyskania specjalnego statusu w UE bez
wychodzenia z niej miałby pozwolić wyjść Cameronowi z politycznego potrzasku, w
który wdepnął. Dlaczego jednak inne państwa członkowskie miałyby się na to godzić?
Brytyjczycy już dziś mają najwięcej opt-outów, wyłączeń, derogacji: euro,
Schengen, wymiar sprawiedliwości. Unia nie odniosłaby żadnej korzyści pozwalając
na wydłużenie tej listy. Jacques Delors powiedział niedawno, że wyjście
Wielkiej Brytanii z UE nie musi być żadną tragedią. Trzeba tylko będzie
wynegocjować zasady współpracy. W końcu Szwajcaria, która nie jest nawet
członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego (odrzucili członkostwo w EOG w
referendum w 1992 roku) opiera swoja współpracę z UE na umowach dwustronnych.
Fakt, że w niektórych dziedzinach jest bardziej zintegrowana z UE niż Wielka
Brytania (należy na przykład do Schengen). Wielka Brytania może dołączyć do
grona państw europejskich, które nie należą do UE. Jest ich niemało: poza
Szwajcarią jest przecież Norwegia, Islandia (ta jednak o członkostwo się
ubiega), Andora, Liechtenstein, Monako, San Marino i Watykan.
Niektóre z tych państw należą do Europejskiego
Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA) i na tej płaszczyźnie definiują swoje
relacje z UE, w ramach EOG. Wielka Brytania jednak wystąpiła w 1973 roku z
EFTA, choć sama ja zakładała. Możliwości jest wiele. Pytanie tylko, czy bez
norweskiej ropy Wielka Brytania może być samowystarczalna jak Norwegia; czy bez
szwajcarskich banków i szwajcarskiej tradycji neutralności może być Szwajcarią;
czy ze swoimi post-imperialnymi ambicjami i złudzeniami dotyczącymi specjalnej
pozycji w świecie Brytyjczycy będą w stanie wymyślić dla siebie rolę
zainspirowaną Watykanem, Islandią albo Lichtensteinem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz