2012-10-03

Erasmus bankrutuje, czyli pochwała wiadomo czego


Hans Holbein Młodszy: Desiderius Erasmus
Czy najbardziej znany unijny program, który doczekał się nawet poświęconego sobie filmu (Smak życia Cédrica Klapischa) zbankrutuje?  We wspólnej kasie zabrakło pieniędzy na program Erasmus. W ciągu 25 lat ponad 2 miliony studentów dostało stypendia na studia w 33 państwach Europy (do programu przystąpiły też państwa spoza UE). Funkcjonujący bez zarzutu program kosztuje. Zobowiązania finansowe trzeba płacić. Okazało się, że już nie ma z czego. Jak do tego doszło?
"Budżet UE jest haraczem płaconym Brukseli przez państwa członkowskie" - to teza, którą z upodobaniem promują eurosceptyczni publicyści i politycy. Jest ona jednak na rękę również tym politykom, którzy chcą pokazać  wyborcom jak bardzo troszczą się o ich pieniądze: nie oddamy Unii waszej krwawicy. Absurdalność tej populistycznej postawy dość łatwo uświadamiają dane liczbowe: 80% gotówki wpłacanej do wspólnej kasy wraca do państw członkowskich, ich regionów i gmin. Wraca do rolników, studentów, naukowców. Wraca z nawiązką w postaci trudnych do wyrażenia prostą liczbą korzyści dla gospodarki i ludzi.
Politycy znają zalety ekonomii skali i wartości dodanej, chętnie więc zbierają się w Brukseli i tworzą listy zobowiązań, które mają być realizowane w ich krajach poprzez wspólne unijne programy i za wspólne pieniądze.  Pamiętają o tej liście, gdy obiecują swoim krajowym wyborcom inwestycje w infrastrukturę, pomoc upadającym na skutek globalizacji fabrykom, finansowanie badań naukowych , rozwój terenów wiejskich i ochronę środowiska (tak, w niektórych krajach wyborcy chcą czystego środowiska). Zapominają o niej, gdy trzeba na wspólne działania i inwestycje znaleźć wspólne pieniądze. Na obradach w Brukseli tną unijny budżet by po powrocie do kraju pochwalić się ile zaoszczędzili. Nie wspominają na kim: na beneficjentach unijnych programów w swoich krajach.  
W listopadzie 2011 roku rządy państw członkowskich wynegocjowały z Parlamentem Europejskim zmniejszenie zaproponowanego przez Komisję Europejską projektu budżetu UE o 4 miliardy euro. Projektu krytykowanego wcześniej przez Parlament za krótkowzroczność: propozycje Komisji już zakładały, że kołdra będzie za krótka. Unijny budżet rośnie co prawda arytmetycznie, ale w odniesieniu do inflacji maleje. Maleje, można powiedzieć, jego siła nabywcza. Mimo wzrastających zobowiązań zaciąganych przez państwa członkowskie. Zaciąganych słusznie, bo to właśnie w dużej mierze z unijnego budżetu finansowane maja być działania zapewniające w dłuższej perspektywie wzrost gospodarczy: badania i nauka, innowacje, infrastruktura transportowa, energetyczna, cyfryzacja. 
Erasmus stał się ofiarą za krótkiej kołdry. Tak jak Europejski Fundusz Społeczny, niezdolny do wypłat od początku tego miesiąca, i program Badania i Innowacje, który traci zdolność płatniczą z końcem października. Kiedyś, tnąc projekt budżetu, państwa członkowskie uważały, że potem gdzieś się pieniądze znajdą. I faktycznie częściowo się znajdowały. Poprawki budżetowe pozawalały uzupełnić braki. Ale budżet skurczył się tak bardzo, że tego, co nie wydano, jest za mało. A poprawka budżetowa oznacza, ze trzeba się będzie zrzucić i dziurę zalatać. Jak co roku. Tylko, ze tym razem dziura jest olbrzymia. 
Zdaniem szefa komisji budżetowej w PE, Alaina Lammassoura, jeżeli nie będzie porozumienia w sprawie poprawki budżetowej, może zabraknąć nawet 10 miliardów euro. Oznacza to brak 400 milionów dla Francji, 600 dla Grecji, 900 dla Hiszpanii,  150 do 200 dla Wielkiej Brytanii. 
W przyszłorocznym, obecnie negocjowanym budżecie, kłopoty mogą być jeszcze większe, bo to ostatni rok budżetowy siedmiolatki 2007-2013. Zobowiązań do spłacenia będzie więc więcej. Siedem państw: Austria, Finlandia, Francja, Holandia, Niemcy, Szwecja i Wielka Brytania, a więc tych, które do budżetu znacznie więcej wpłacają niż z niego dostają, nie zgadza się na propozycję Komisji. Jej projekt przewiduje 138 miliardów euro na 2013 rok, o 9 więcej, niż w ubiegłym roku. Ten projekt ponownie zakłada budżet „krótkiej kołdry”. Jego obcięcie nie pozwoli na realizację zobowiązań, które wszystkie 27 państw, wliczając więc feralną siódemkę, na siebie przyjęło.  Może się to okazać bolesne dla wszystkich, nie tylko dla krajów takich jak Polska, która do budżetu wpłacać mniej, niż z niego dostaje. 
W różnych językach  rożnie tłumaczy sie tytuł dzieła Erazma z Rotterdamu, na którego cześć nazwano unijny program dla uczniów i studentów: „Pochwała głupoty” albo „Pochwała szaleństwa" .  Różnice miedzy głupotą a szaleństwem wydają się oczywiste, ale w tym przypadku ten semantyczny spór nie ma znaczenia: to co z UE w ogóle i z jej budżetem w szczególe robią dziś politycy i decydenci, to jedno i drugie, głupota a szaleństwo . 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...