Ryszard Petru ma rację, gdy się upiera, że Donald Trump nie przyjeżdża do Kaczyńskiego, tylko do Polski. Oczywiście nie można zaakceptować pisowskiej retoryki, wedle której Stany Zjednoczone Donalda Trumpa są sojusznikiem Polski Jarosława Kaczyńskiego. Ale czy przychodzenie na wiec poparcia na placu Krasińskich jest dobrym sposobem, żeby takiemu stawianiu sprawy przez PiS się przeciwstawić? Myślę, że nie.
Donald Trump przyjeżdża do Polski trochę jak Erdogan chciał przyjechać do Niemiec: na spotkanie ze swoimi. Erdogan tak jak Trump chciał sobie zorganizować wiec. Nie zorganizował, Niemcy go nie wpuścili. Nie mówię, że Trumpa nie należy wpuszczać: USA to nie Turcja, Polska to nie Niemcy. Można spluwać z pogardą na realpolitik, ale nie każdego stać na uprawianie polityki kształtującej realia, a wtedy to realia kształtują politykę. Tak już jest. Rzeczą nie do pomyślenia jest jednak, żeby Trump sobie organizował w Polsce gospodarską wizytę w centrum miasta i żeby jego ambasador na nią zapraszał. Ambasador może zapraszać do ambasady, nie na plac Krasińskich, i Petru powinien o tym wiedzieć.
Powinien, nawet jeżeli polski rząd tego nie wie, albo jeśli polskiemu rządowi to na rękę. Chcąc nie chcąc, biorąc udział w wiecu poparcia Trumpa Petru weźmie udział w wiecu poparcia Kaczyńskiego. Jeżeli, mimo pozorów politycznej strategii, Ryszardowi Petru - jako jedynemu przedstawicielowi opozycji na placu - chodzi jedynie o fotkę z amerykańskim prezydentem, to ktoś mu powinien powiedzieć, że już niedługo bardzo się tej fotki będzie wstydzić i bardzo będzie miał za złe tym, którzy ją będą publikować.
Czy obrażenie się na rzeczywistość i zbojkotowanie wiecu jest lepszym rozwiązaniem? Istnieje duże ryzyko, że ta postawa może sprzyjać pisowskiej retoryce sojuszu z USA. Ten sojusz to oczywiście brednia, ale w odbiorze opinii publicznej ta retoryka przysparza punktów partii Kaczyńskiego. Jednym z głównych elementów budowanego na jej fundamencie przekazu jest informacja, że opozycja ma za sojusznika zohydzaną skutecznie w pisowskich mediach Europę Merkel i Macrona, a patriotyczny rząd PiS jest aliantem Stanów Zjednoczonych. Zbojkotowanie wiecu przez PO, tak samo jak pójście Nowoczesnej na ten wiec, to bezradne próby walki demokratycznej opozycji z tworzoną przez PiS narracją.
Jakie jest wyjście? To samo co zwykle: pięknie się różnić, ale w krytycznych momentach i w fundamentalnych sprawach być razem. Znowu się to opozycji nie udało. A nie jest pozbawiona głosu: pełzający autorytaryzm jeszcze opozycji w obozach nie pozamykał, całej prasy nie opanował. Amerykański ambasador, skoro opozycję zaprasza, to jest też gotów argumentów opozycji wysłuchać. Trump chce, żeby na wezwanie stawiła się opozycja, a skoro chce, to znaczy, że jest coś do ugrania. Z braku wspólnej strategii opozycja, jak zwykle, podejmuje sprzeczne działania taktyczne i zupełnie się w nich gubi.
Po co Trump przyjeżdża z wizytą państwową do Polski? I dlaczego najpierw do Polski, a nie do historycznego sojusznika Wielkiej Brytanii? Wszystko już na ten temat zostało powiedziane, łącznie z tym, że chce hołdu jak w Arabii Saudyjskiej. Parę rzeczy warto jednak przypomnieć. Po pierwsze, Trump już był w Europie: był w Brukseli, przyjechał do Tallina. Fakt, że przy okazji szczytu NATO, ale w stolicy Estonii spotkał się dyskretnie z całą Komisją Europejską (aż dziwne, że spotkanie to nie odbiło się w prasie szerokim echem). Był we Włoszech na szczycie G7. Nie były to udane dla wizerunku USA podróże. Po drugie, Wielka Brytania nie jest już niczyim sojusznikiem, to kraj w głębokim kryzysie, i wizyta Trumpa miałaby jedynie lokalny charakter. A Trump nie chce wydarzenia lokalnego. To, że przyjeżdża do Polski, faktycznie dowodzi pewnego potencjału Polski, potencjału wzmocnionego nieobecnością w Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii. Ale ta konstatacja nie przemawia na korzyść PiS. Przeciwnie, jest oskarżeniem tej formacji. To nie PiS stworzył międzynarodowy potencjał Polski, ale to on go trwoni. Ten potencjał to otwarte drzwi do zbudowania pozycji w UE, o jakiej kiedyś Polska nie mogła by nawet marzyć. Z Tuskiem by się to udało. Z Petru pewnie też. Z każdym, tylko nie z Kaczyńskim, który podąża w przeciwnym kierunku. W kierunku mrzonki Trójmorza.
Po trzecie, Trump, niechętny integracji europejskiej, której ani nie rozumie ani nie jest w stanie zrozumieć, nie przyjeżdża do eurofobicznej Wielkiej Brytanii, bo Polska Kaczyńskiego jest w stanie zaofiarować mu więcej: poza eurofobią ma też rządowy nacjonalizm, autorytarne zapędy, nienawiść do wszystkiego co inne, do każdej mniejszości, do imigrantów do demokracji i do praworządności, do całego dziedzictwa Oświecenia (nawet, jeśli nie wie co to Oświecenie . Gdzie, w Europie, Trump mógłby się poczuć tak dobrze jak tu? Trump przyjeżdża do Polski, to znaczy do siebie. I wielka szkoda, że opozycja nie dała sobie nawet szansy, by powiedzieć - nawet nie Trumpowi, bo co tam Trump - ale Europie: Trump nie jest w Polsce u siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz