Komisja Europejska
zapytała Europejski Trybunał Sprawiedliwości, czy porozumienie ACTA jest
zgodne z unijnymi traktatami UE i z Kartą Praw Podstawowych (której nota bene
Polska, najsilniej protestujący przeciw ACTA kraj, wciąż nie podpisała).
Komisarz ds. handlu De Gucht wezwał Parlament Europejski by z głosowaniem
nad ACTA poczekał na ocenę Trybunału, ale Parlament wypowie się prawdopodobnie
wcześniej, co stworzy absurdalną z prawnego punktu widzenia sytuację, bo
Trybunał będzie musiał oceniac porozumienie, które i tak w wyniku
parlamentarnego weta straci rację bytu.
USA, które są inicjatorem
porozumienia ACTA, zdają sobie sprawę, że z dokumentu w obecnym brzmieniu
trzeba będzie prawdopodobnie zrezygnować. Dlatego, wraz z kilkoma innymi
państwami, którym na ACTA szczególnie zależy (np. Francji) przygotowały już ponoć
ACTA bis, które zamierzają przedstawić swoim najważniejszym partnerom na
zbliżającym sie szczycie G8 (Francja, Japonia, Kanada, Niemcy, Rosja, Stany
Zjednoczone, Wielka Brytania, Włochy). Szczyt odbędzie się 18-19 maja w Camp
David, w miejscu niedostępnym praktycznie dla publiczności. I o to chodzi:
publicznością szczytu byliby bowiem, jak zwykle, altermondialiści i, jak nigdy
dotychczas, przeciwnicy porozumienia ACTA, obrońcy "wolnego
internetu". Po co to komu? Gdyby szczyt odbył się w Chicago, jak pierwotnie
planowano, do protestujących przeciw obowiązującemu obecnie na świecie
porządkowi dołączyliby niechybnie przeciwnicy NATO, bo spotkanie przywódców
państw należących do Sojuszu miało się odbyć w tym samym czasie i miejscu.
Amerykańska administracja chciała tego uniknąć. Do mediów wyciekł jednak
przygotowany na G8 dokument roboczy poświęcony ochronie praw
intelektualnych. Dla wielu przeciwników ACTA jest to szkic planu B, zarys
porozumienia ACTA bis.
Można się oczywiście
zastanawiać, jak zwolennicy "wolnego internetu" zareagują na próbę
reaktywacji, czy też przemalowania znienawidzonego porozumienia: pojada do Camp
David, zetrą się z policją, dadzą czadu? Ale naprawdę ważne pytanie brzmi inaczej:
czy obrońcy wolnego internetu porozumieją się co do nowej koncepcji wolności,
co do nowego jej wymiaru; czy będą bronic wolności również na przekór praktykom
wielkich korporacji, takich jak Google, śledzących każdy krok użytkownika
internetu, monopolizujących dostępne w sieci usługi? Prościej pewnie jest w
białej masce protestować przeciw porozumieniu, które jest emanacją, a nie
źródłem systemu obrony własności intelektualnej; które jest jego kodyfikacją na
poziomie międzynarodowym, ale na pewno nie rozwinięciem; które utrwala
archaiczny i niesprawiedliwy system z czasów, gdy o dylematach doby internetu
nie śniło sie filozofom, ale na pewno go nie tworzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz