|
© Kadmos-Europa |
Kto nie słyszał o unijnym
zakazie sprzedaży krzywych ogórków? Albo krzywych bananów? Każdy słyszał, każdy zna i pewnie nie raz
powtarzał, nawet, jeżeli bez problemu kupuje w sklepie "krzywe"
ogórki i "krzywe" banany. To jeden najbardziej rozpowszechnionych euromitów – historyjek,
mających ośmieszyć integrację europejską, UE i jej instytucje.
Euromity to specyficzna
kategoria stereotypów – nie tworzą się same, tworzą je i rozpowszechniają
przeciwnicy idei integracji europejskiej.
W euromitach zwykle odnaleźć
można ziarno prawdy. Na przykład prawdą jest, że z pieniędzy unijnych są
częściowo sfinansowane badania mające ustalić wartości odżywcze białek
zawartych w owadach. Nie jest natomiast prawdą, że UE zamierza narzucić ludziom
jedzenie "robaków" zamiast schabowego z kapustą.
My i oni
Schabowy z kapustą to dobry
przykład zabiegu retorycznego opartego na kontraście między tym co bliskie i
tym co obce. Wiadomo, Polakowi bliski schabowy: stereotyp narodowy zostaje
użyty, by skonstruować stereotyp anty-unijny. To zresztą ciekawe zjawisko, bo
takie narodowe odniesienie ogranicza terytorialnie działanie euromitu – w końcu
nie wszyscy w Europie zajadają się schabowymi z kapustą. Przed przystąpieniem Polski
do UE przeciwnicy integracji europejskiej posiłkowali się w swojej antyunijnej
argumentacji informacjami zaczerpniętymi z eurosceptycznych portali
brytyjskich. Są one niewyczerpanym źródłem euromitów, ale wiele z nich brzmi
śmiesznie po przeniesieniu do Polski właśnie z powodu lokalnych uwarunkowań.
Tak samo jak niezrozumiałe dla Brytyjczyka byłoby odniesienie do schabowego,
tak w Polsce bezsensownie brzmią protesty przeciw rzekomemu unijnemu zamachowi
na miary i jednostki (w końcu nie sprzedajemy mięsa na funty i nie mierzymy
wysokości w stopach).
UE jest obca – jak jedzenie robaków.
UE jest z innej planety – na tym zasadzają się wszystkie euromity. UE jest
gdzieś poza nami. UE to oni – standardowy populistyczny zabieg polega na
zarysowaniu i stałym pogłębianiu podziału między ludem (narodem, klasą
społeczną) a tymi, którzy "trzymają władzę" (elitą, salonem,
biurokracją).
Twórcy euromitów nie zawracają
sobie głowy sposobem funkcjonowania UE. Stosują prosty podział: my i oni.
Narzucone decyzje
Dwubiegunowa, oparta na
opozycji relacja "my-oni" pozwala autorom euromitów pominąć takie
drobiazgi jak ten, że UE składa się z państw członkowskich. Wolą myśleć, że UE,
ten obcy, zewnętrzny, autorytarny organ, coś państwom członkowskim narzuca.
Prawdę mówiąc coś takiego jak państwa członkowskie też dla twórców euromitów
zresztą nie istnieje. A skoro nie ma państw członkowskich, nie ma oczywiście w
euro mitologii miejsca na powołane w drodze demokratycznych procesów rządy –
ich premierów i ministrów, którzy faktycznie i w drodze konsensusu lub głosowania
wspólnie podejmują decyzje, nie ma miejsca na parlament europejski – wybierany
bezpośrednio przez obywateli UE, który wespół z Radą decyduje o większości
prawodawstwa unijnego i o unijnym budżecie, nie ma Komisji Europejskiej, która
przygotowuje projekty prawne. Gdyby przyjąć, że jest jak jest, euromity
straciłyby większość swego blasku, bo okazałoby się ze głupie, niepotrzebne,
absurdalne decyzje nie są narzucane przez enigmatyczną "Brukselę"
tylko podejmowane przez polityków wybranych przez ludzi, przez ich rządy i
przez wspólne organy tworzone przez te rządy.
Euro-absurdy
Obcość "Brukseli" to
jednak tylko cześć retorycznej konstrukcji euromitów. Ta, która odnosi się do
źródła "złych" decyzji. Są jeszcze same decyzje. Jak to już wyżej
zostało napisane, muszą one być głupie, niepotrzebne, absurdalne. W
euromitologii stosuje się głównie trzy proste metody ich ośmieszania i
deprecjonowania:
1) Wybrać sprawę potencjalnie
śmieszną i przypisać UE odpowiedzialność za jej zaistnienie. Tak jak w
przypadku rzekomego unijnego przepisu zakazującego fryzjerkom noszenia butów na
wysokim obcasie.
2) Wybrać bardzo specyficzne
(często techniczne) kwestie będące rzeczywiście przedmiotem debaty lub decyzji
w instytucjach UE i przedstawić je jako absurd – bazując na nieznajomości
tematu przez odbiorców. Do tej kategorii można zaliczyć całą serię przepisów
dotyczących dobrostanu zwierząt, higieny, handlu, ochrony konsumenta,
bezpieczeństwa żywności czy badań naukowych.
3) I wreszcie mechanizm
przypominjący grę w pomidora, tyle, że słowem magicznym zamiast pomidora staje
się UE (lub któryś z jej odpowiedników: Bruksela, eurokraci, itp.). Decyzja
Brukseli, eurokraci postanowili, unijny nakaz – w wielu przypadkach decyzja,
postanowienie lub nakaz mogłyby nie zwrócić niczyjej uwagi, dopiero ich
euromitologizacja czyni je interesującymi.
Co by było gdyby to UE, a nie
UEFA, zdefiniowała piłkę futbolową? Śmiechom nie byłoby końca. Kto wie, może
już niedługo euromit dotyczący futbolu powstanie. Na razie zapraszam do
zakładki „Euromity”,
gdzie zamieściłem informacje na temat najbardziej rozpowszechnionych euromitów,
takich jak krzywizna banana i dżem z marchewki i na temat kilku mniej znanych.