Jaki kierunej wskazuje W. Janukowyczowi K. De Gucht, komisarz UE ds. handlu? Raczej wiadomo. Kijów, 2.10.2013 ©UE |
Ukraińska Rada Najwyższa odrzuciła dzisiaj pakiet projektu ustaw, które miały pozwolić na spełnienie unijnych wymagań warunkujących podpisanie układu stowarzyszeniowego. Nie po raz pierwszy zresztą: termin głosowania był wielokrotnie przekładany. Za każdym razem parlamentarna większość dawała Unii sygnał: nie mamy odwagi powiedzieć wam wprost, że warunków nie spełnimy, weźcie i się domyślcie. Za każdym razem dawała sygnał Rosji: was boimy się jeszcze bardziej, pamiętamy o naszych naturalnych więzach. Nie wynika to tylko z czystego wyrachowania. Partia Regionów, jej olbrzymi elektorat i wielu w ogóle nie głosujących Ukraińców, zwłaszcza we wschodniej części kraju, rzeczywiście jest przekonana o słuszności rosyjskiego wyboru. Ba, o jego naturalnym charakterze.
Unia Europejska do ostatniej chwili udawała Greka. Z różnych powodów. Gospodarczo umowa o wolnym handlu, zasadnicza z ekonomicznegompunktu widzenia część układu stowarzyszeniowego, rzeczywiście jest dla UE ważna. Przy zachowaniu właściwej skali podobnie ważna jak inne umowy handlowe, która UE regularnie zawiera. O energii nawet nie wspominam, to oczywiste. Opłacało się więc łudzić, że może się uda, bo cuda się zdarzają. Trzeba też było wytrwać do ostatniej chwili z powodów politycznych, choćby ze względu na Polskę i Litwę. Wizerunkowo wreszcie nie było powodu by zbyt wcześnie ogłaszać porażkę. Parlamentarna misja Coxa i Kwaśniewskiego w ostatnich kilku tygodniach służyła już wyłącznie zachowaniu pozorów. Zniewagi jakie ze strony Janukowycza znosili obaj politycy: kłamstwa w żywe oczy, wielogodzinne oczekiwanie na spóźniającego się rozmówcę, prostackie zwodzenie podczas prowadzących donikąd spotkań, odwołane w ostatniej chwili zebrania, dowodzą wielkiej determinacji z ich strony. Chcę wierzyć, że wyłącznie z oddania sprawie, a nie z chęci przedłużania misji z powodu braku lepszego politycznego zajęcia.
Zwolennicy zbliżenia z Ukrainą mają się o co martwić, skoro dzisiejsza decyja Rady Najwyższej zablokowała sytucję prawdopodobnie na dwa lata, bo w 2014 mamy wybory europejskie w UE, a w 2015 wybory na Ukrainie. Unijny komisarz do spraw rozszerzenia odwołał dziś swój wyjazd do Wilna, bo jego udział w szczycie Partnerstwa Wschodniego nie ma już żadnego uzasadnienia: stowarzyszenia z Ukrainą nie będzie. Nic jednak nie może usprawiedliwić słów Leszka Millera, który oskarżał dziś UE, między innymi na Tweeterze, o popełnienie "fatalnych błędów". "Do tego prowadzi prymat polityki nad ekonomią" - mówi Miller. Jednoznacznie daje do zrozumienia, że gdy chodzi o pieniądze, nie należy zawracać sobie głowy prawami człowieka, demokracją, państwem prawa.
To sposób rozumowania, który obowiązuje na przykład w komunistycznych, choć wolnorynkowych Chinach. Ma zalety: dzięki temu pragmatycznemu podejściu Chiny podbijają dziś gospodarczo Afrykę. Podpisywanie umów handlowych jest łatwiejsze, gdy nie towarzyszą im wymagania polityczne. UE je stawia, gdy jest w stanie uzyskać to, na czym jej zależy. Fakt, że bywa bardziej "pragmatyczna", gdy rozmawia o gospodarce z Rosją albo Chinami właśnie, a bardziej wymagająca, gdy jej partnerem są kraje rozwijające się, zależne od jej pomocy finansowej. W przypadku Ukrainy, bliskiego - również geograficznie - partnera, potencjalnego kandydata do członkostwa sformułowanie politycznych wymagań jest szczególnie uzasadnione. Z UE już tak jest: kiedy Polska przystępowała do UE musiała sprostać tak zwanym kryteriom kopenhaskim, między innymi politycznym. Leszek Miller pewnie jeszcze pamięta: były one zaprzeczeniem PRL-u. Można zarzucać UE, że czasem przedkłada realpolitik nad obronę europejskich wartości. Ale nie można nie wiedzieć, że zasadniczym elementem unijnej doktryny w relacjach międzynarodowych jest promowanie tych wartości i odrzucenie poglądu, że wolny rynek jest ważniejszy niż demokracja.
Miller cytuje opinię ukraińskiego komentatora, wedle której błąd UE polegał na "sprowadzeniu wszystkiego do uwolnienia Tymoszenko". To nieprawda, choć oczywiście kwestia więźniów politycznych jest bardzo istotna. Ponieważ jest istotna, niektóre unijne rządy, do pewnego czasu również Polska, rzeczywiście żądały przynajmniej umożliwienia Tymoszenko leczenia za granicą. Ten warunek szczególnie uporczywie formułuje Angela Merkel. Ale oficjalne stanowisko UE wymienia trzy warunki: zgodny z europejskimi i międzynarodowymi standardami system wyborczy, zaprzestanie wybiórczej sprawiedliwości (przykładem jej stosowania jest Tymoszenko) i spełnienie wymagań sformułowanych przez Radę Europejską 10 grudnia 2012. UE nigdy nie zastąpiła tych warunków jednym, uwolnienia Tymoszenko, choć tak może się wydawać na podstawie lektury gazet.
Od czasu odzyskania niepodległości Ukraina ma zasadniczy problem z dokonaniem wyboru cywilizacyjnego. Podobny problem, od czasu zmiany systemu politycznego w Polsce, mają nacjonaliści i postpezetpeerowska lewica, jedni i drudzy przeżarci PRL-em. Endecko-oenerowski rodowód polskich narodowców wyklucza wszelką nadzieję na zmianę ich sposobu myślenia. Ale lewica ma szansę, pod warunkiem, że nastąpi wielka zmiana świadomości i liderów. Dla dobra lewicy Miller musi z polityki odejsć, bo należy do innego świata.
Większych banialuków nie czytałem. Autor tego artykułu chyba żyje na innej planecie i w innej rzeczywistości, chyba jakiejś księżycowej, żeby nie wiedzieć, jak jest naprawdę. Ukraina ma kłopoty gospodarcze, a Unia chciała zrobić z niej tylko rynek zbytu i nic w zamian. Jak postąpili z Polką parę lat temu to teraz chcieli to samo z Ukrainą. A że Janukowycz to przewidział to się "misterny plan" nawalonego Kwasiora nie udał. Jakoś Ukraina ma większe szczęście do polityków myślacych niż Polska. Panie autorze, zapisz sobie Pan do sztambucha
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuję za te cenne opinie, ale do sztambucha ich wpisywać nie muszę, zapamietam. To już nawet jest w druku: wszystkie putinowskie media w Rosji piszą, że UE chciała z Ukrainy zrobić rynek zbytu nie dając nic w zamian. Natomiast o tym, że rynkiem zbytu dla UE stała się Polska, nic za to nie dostając, piszą różne polskie gazety, te mocno prawicowe, nieświadome swego putinizmu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń