Bielan fascynuje się jako polityk i specjalista od PR jednocześnie. Powiedzmy sobie szczerze: każdy, kto zajmuje się marketingiem politycznym jest zainteresowany amerykańskimi wyborami. Ich rozmachem, siłą działania blichtru, stopniem zaangażowania zaangażowanej mniejszości i poziomem niezrozumienia stojącej z boku większości; sprawczą siłą pieniądza; witalną siłą amerykańskiej demokracji, tak innej od europejskich demokracji.
Polityk, któremu nie przeszkadza, że pierwszym i zasadniczym argumentem, decydującym o tym, kto będzie kandydatem w wyborach i kto je wygra, są pieniądze, tak jak dzieje się to w USA, nie budzi mojego zaufania. Nie chodzi o jego poglądy polityczne i partyjną przynależność. Chodzi o jego stosunek do demokracji. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że plecie co plecie nie ze złej woli, tylko dlatego, że demokracji nie zna i nie czuje. W kraju, w którym demokracja się dopiero krystalizuje, jest to szczególnie niebezpieczne. To co może być normą w USA, nie z zawsze może nią być w Europie. Inna tradycja. Inne wartości. I nie poprawia wizerunku Bielana w moich oczach fakt, że w swych neofickich fascynacjach nie jest odosobniony, ani w Polsce ani poza jej granicami.
©Kadmos-Europa |
Nic dziwnego, że znajduję tu następujące opinie Bielana: "kampanie amerykańskie tak bardzo wyprzedzają wszystkie inne […], że trudno w ogóle o porównania." Mniejsza o to czy, Bielanowi porównywać łatwo, czy nie łatwo. Ale co to znaczy: "wyprzedzają"? To znaczy, że francuskie, brytyjskie czy niemieckie sposoby prowadzenia kampanii są archaiczne? Chyba tak, bo obserwując USA, Adam Bielan myśli, że "zagląda w przyszłość". Mam nadzieję, że się bardzo myli. Mam nadzieję, że myli się też twierdząc, że "odstęp między kampaniami amerykańskimi a polskimi się skraca". Więcej baloników w narodowych barwach? Większa kasa? I jeszcze większa? Adam Bielan daje pozytywny przykład: "Janusz Palikot to czysty PR". Gdybym był Palikotem, nie byłbym komplementem zachwycony. Czysty PR –przyszłość demokracji w Polsce. Tak ją widzi Adam Bielan patrząc na USA.
Zafascynowanym Ameryką radziłbym sięgnąć do starej książki Stefana Bratkowskiego "Oddalający się kontynent" (PIW, 1980). Odległa epoka. Ale tyle aktualnych spostrzezen. A przede wszystkim to, że Europa i Ameryka są sobie bliskie i odległe zarazem. Nie wszystko co interesujące, nadaje się do przeszczepu. Najważniejsze zaś jest motto tej książki: "Ameryka jest nie tyle 15 lat przed Europą, ile 150 lat w bok".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz