Warszawska manifestacja przeciw ACTA, 27.01.2012
|
Druga interesująca kwestia, to etap debaty na temat internetu. Etap wstępny, jak się okazuje. Bo z jednej strony można mieć wrażenie, że spór toczy się między generacją sprzed ery internetu (to inicjatorzy i obrońcy ACTA) a generacją dzieci internetu, obrońców powszechnej internetowej wolności. Przy czym wiek uczestników batalii nie ma tu oczywiście zasadniczego znaczenia. Podstawą rozróżnienia jest poziom świadomości zmiany cywilizacyjnej, która się dzięki internetowi i przez internet dokonuje. Z drugiej jednak widać, że obie strony odwołują się do tych samych zasad i wartości, używają tych samych słów i terminów. A jeżeli rzeczywiście dokonuje się na naszych oczach cywilizacyjna przemiana, to "dzieci internetu" powinny na nowo zdefiniować zarówno wielkie pryncypia i podstawowe prawa, takie jak wolność, otwartość, kultura i mniej górnolotne, ale naturalnie pojawiające nieustannie się w tym sporze terminy takie jak wartość rynkowa, sprzedaż, użytkownik, zysk, dostęp do dóbr kultury, obrót.
Nie wygra się z anachronicznym światem, posługując się językiem tego świata. Wszystkie rewolucje dokonywały się w dużej mierze poprzez język i internetowa rewolucja też się tak będzie musiała dokonać. Na razie, to nie ten etap. Spór toczy się w obrębie tej samej cywilizacji sprzed ery internetu, tej samej anachronicznej rzeczywistości, której zwolennicy i przeciwnicy ACTA są częścią. Pierwsi nie wiedzą lub wiedzieć nie chcą, że bronią anachronizmu. Drudzy wzywają do walki z anachronizmem, ale nie są w stanie wyjść ideologicznie, intelektualnie i mentalnie poza jego obręb. W jednym stali domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz