"Że coś się dzieje" szybko zauważyli Niemcy, a przede wszystkim niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble. Trudno być zaskoczonym jego czujnością skoro za każdym razem, gdy trzeba unijnym groszem wspomóc tego czy innego potencjalnego bankruta, to właśnie Niemcy muszą wyłożyć największą kwotę. Nie ma dnia, żeby niemiecka prasa nie pisała o wątpliwościach co do legalności rosyjsko-cypryjskch transakcji, a Schaeuble otwarcie mówi o praniu brudnych pieniędzy na wielką skalę. Jean-Claude Juncker i jego następca na stanowisku szefa Eurogrupy, Jeroen Dijsselbloem też nie szczędzili krytyk.
Uroczystości z okazji przyjęcia Cypru i Malty do strefy Euro, 2007 ©CE |
Nic dziwnego w tej sytuacji, że rozwój wypadków z uwagą śledzi też Moskwa. Były cypryjski prezydent, Dimitris Christofias, jedyny komunistyczny przywódca państwa w UE, starał się jeszcze parę miesięcy temu wywrzeć presje na partnerów ze strefy euro prowadząc z Rosją intensywne negocjacje w sprawie pożyczki. Oświadczył, że Cypr jest w niezłym stanie i dzięki rosyjskiej pomocy pewnie poradzi sobie bez unijnych pieniędzy, skoro warunkiem ich otrzymania miałyby być warunki uderzające w poziom życia Cypryjczyków. Nowy prezydent, Nicos Anastasiades, uważany za proeuropejskiego, od pierwszego dnia urzędowania zintensyfikował negocjacje z Eurogrupą i doprowadził wczoraj do porozumienia. Opiera się ono na jednorazowym opodatkowaniu depozytów bankowych (tutaj więcej na ten temat). Jako kompensatę właściciele kont dostaną akcje rekapitalizowanych banków. Marna pociecha. Jako dobrzy klienci cypryjskich banków również Rosjanie dołożą się do pakietu ratunkowego. Raczej nie powinni protestować: lepiej stracić 10% niż wszystko, co niechybnie by nastąpiło, gdyby doszło do zapowiadanego na maj bankructwa cypryjskiego systemu finansowego. Ale nie oznacza to, że Rosja wycofuje się z gry: zapowiada korzystniejsze warunki spłaty 2,5 miliarda euro, które Christofias pożyczył w Moskwie dwa lata temu.
Na początku marca szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi ostrzegał, że problemy gospodarki cypryjskiej, mimo jej mikroskali, mogą mieć dalekoidące skutki systemowe dla całej strefy euro. Obawy przed systemowymi zagrożeniami wypływającymi z niestabilnej sytuacji jednego kraju strefy euro stoją za wszystkimi decyzjami w sprawie pakietów pomocowych podjetymi dotychczas przez Eurogrupę. Cypr dołączy teraz do grupy krajów, które uzyskały poprzednio pieniądze na ratowanie systemu finansowego (Grecja, Portugala, Irlandia). Za każdym razem program pomocy nakłada na beneficjenta drakońskie warunki: cięcie wydatków i długofalowe reformy strukturalne. Ale każdy program jest inny, bo zależy od specyficznych uwarunkowań. Cypr jest jedynym państwem, w którym część pieniędzy na ratowanie banków ma pochodzić z prywatnych kont. Rosyjskie koneksje i zarzuty prania brudnych pieniędzy na masowa skalę wobec kraju, który oparł swoją gospodarkę na rozwoju usług finansowych to jeden z kluczowych elementów cypryjskiej specyfiki.
Nie zmienia to wszystko faktu, że nawet po zmianie prezydenta wyspa Afrodyty (jak miłośnicy mitologii mówią o Cyprze) z uporem zaprzecza jakoby jej system finansowy miał być gigantyczną pralnią pieniędzy. Czyżby więc nowy mit? Ministrowie finansów strefy euro i międzynarodowe organizacje finansowe jakoś nie chcą uwierzyć, że 10 tysięcy Rosjan mieszkających w Limassol dało się skusić wyłącznie pięknu śródziemnomorskich krajobrazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz