Poszukiwania gazu łupkowego w Krynicy Credit: Wikimedia commons |
Europa
Europie nie równa
Po pierwsze, europejskości są różne. Trudno mi na
podstawie tych statystyk ocenić, jak bardzo Polacy odnajdują się w europejskim
systemie wartości uznawanym za dominujący w UE. Systemie, który roboczo nazwę
"zachodnim". Czytając statystyki, sondaże i opinie niezwiązane na
pozór z Europa, europejskością czy z UE, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że
polska europejskość jest europejskością pogranicza, europejskością w dużej mierze
bardziej "wschodnią" niż "zachodnią". Relacja między
jednostką a wspólnotą oraz etniczne a społeczne poczucie wspólnoty,
nowoczesność jako wartość i w ogóle przyszłość i przeszłość jako wektor
stosunku do teraźniejszości, stosunek obywatela/Polaka do państwa/Polski, prawa
człowieka, koncepcja wolności, w tym podejście do heglowskiej wolności od i do,
poczucie własnej wartości i codzienne warto-nie warto – przykłady utwierdzające
mnie w przekonaniu o "wschodniości" polskiej europejskości można by
mnożyć. Barbarzyńska Europa, Europa łacińska, grecka, żydowska, chrześcijańska,
wpływ prawosławia lub protestantyzmu na kształt współczesnego katolicyzmu – w
zależności od proporcji, sposobu wymieszania, dodatkowych składników dadzą
rożne odmiany europejskości. Masowe poparcie Polaków "dla Europy" nie
koniecznie oznacza poparcie dla Europy takiej, jak czują ja Francuzi czy
Niemcy, takiej, jak skodyfikowana w traktatach. Poparcie dla UE jako takiej nie
jest też jednoznaczne z poparciem polskiej opinii publicznej dla konkretnych,
zasadniczych dla przyszłości europejskiego projektu rozwiązań, takich jak
przystąpienie do strefy euro i unia bankowa (Zob. sierpniowy eurobarometr).
Poparcie
dla UE zależy od portfela
Po drugie, poparcie wyrażane w sondażach nie musi być
tendencją trwałą. Dziś jest ono wyrazem rozsądku Polaków i ich umiejętności
oceny sytuacji. Nie są specjalnie podatni na zalew jadowitej, acz
tabloidowo-powierzchownej, patriotycznej lub populistycznej eurofobii wyrażanej
przez sporą grupę dziennikarzy w większości polskich mediów. Widzą gołym okiem
korzyści, które przyniosło Polsce członkostwo. Korzyści nie tylko materialne,
choć te dostrzec najłatwiej, ale tez wizerunkowe: Unia okazała się zasadniczym
składnikiem antidotum na polskie zakompleksienie, Polak czuje się dziś lepiej w
polskiej skórze niż parę lat temu. Łatwiej też widzieć pozytywne strony
unijnego kontekstu, gdy w Polsce dzieje się nieźle. Zwłaszcza na tle innych
państw. Oczywiście, nie posądzam Polaków o to, że poziom zadowolenia z własnej
pracy, płacy, siły nabywczej, dostępności usług edukacyjnych i zdrowotnych
oceniają przez porównanie z danymi z innych krajów. Każdy to robi zaglądając do
własnego portfela. A mimo to, ogólna ocena nie jest zła. Ale masowe poparcie
Polaków dla UE może zacząć topnieć, gdyby zmieniła się sytuacja. Tak jak
stopniało w Irlandii i w Hiszpanii. W obu przypadkach trudna sytuacja
ekonomiczna obudziła te elementy lokalnego poczucia europejskości, które każą
patrzeć na unijny kontekst, na innych, na zagranicę a nawet na siebie samych z
niechęcią, z poczuciem krzywdy i z obawą.
Symbole
silniejsze niż poparcie
Ale jest trzeci czynnik, który może sprawić, że poparcie
dla UE spadnie w Polsce lawinowo. Czynnik trudny do zdefiniowania, bo natury
symbolicznej. Gdyby Polska znalazła się w gospodarczej sytuacji Grecji albo
Irlandii (co nie nastąpi, bo nie ma ku temu – na szczęście – ekonomicznych
przesłanek), gdyby musiała poddać się reformom i cieciom budżetowym w zamian za
finansową kroplówkę z MFW i z UE, to pewnie zamknięcie się w sobie i niechęć do
UE przybrałaby kształt obaw o narodową suwerenność. To scenariusz najprostszy
do wyobrażenia, wręcz banalny.
Ale czynników symbolicznych, które mogłyby w Polsce
odwrócić sondażowe tendencje jest więcej. Pierwszym, który widzę na horyzoncie,
jest gaz łupkowy. Zagorzałych zwolenników i przeciwników eksploatacji gazu
łupkowego w Polsce łączy jedno: ograniczona wiedza na temat jej zalet,
opłacalności i wpływu na środowisko. I pewnie żadne badania nie dadzą
stuprocentowej pewności. Jednak najważniejsze znaczenie ma, co innego:
zwolennicy są głównie w Polsce, przeciwnicy -poza Polską. Nadzieje rozbudzone w
Polakach w związku z gazem łupkowym przypominają mi mityczne złoża ropy
naftowej w Karlinie, w latach osiemdziesiątych.
Tyle, że wiara w rzeczywiście pozytywny wpływ łupków na
polską gospodarkę oparta jest na zdecydowanie solidniejszych argumentach. Wiara
jednak bez argumentów się obejdzie. Łupki stają się w Polsce symbolem. Bitwa o
nie może mieć znaczenie przełomowe. Bitwa z UE. Eurosceptycy już dziś starają
się tak tę kwestię przedstawiać. Wbrew faktom. Bo przecież Francja czy Czechy
(które też wprowadziły moratorium na wydobywanie łupków u siebie) to nie cała
UE. Jeśli za UE uznać unijne instytucje, to przecież
Parlament Europejski właśnie przyjął sprawozdanie pozytywne dla łupków.
Komisarz do spraw energii Oettinger jest pozytywnie nastawiony do polskiego
stanowiska, Potočnik, komisarz od środowiska, ma pewnie więcej zastrzeżeń.
Jakie będzie zdanie całej Komisji – nie wiadomo. Komisja Europejska powtarza,
że skład "miksu energetycznego" to kompetencja państw członkowskich.
Zamawia raporty u zewnętrznych wykonawców, ale nie twierdzi, że utożsamia się z
ich konkluzjami, raz negatywnymi, raz pozytywnymi.
Czy
Komisja rozumie symboliczny wymiar łupków?
Gdyby jednak, jak sugerują niektórzy, Komisja Europejska
rzeczywiście miała przyjąć w przyszłym roku propozycję dyrektywy, która
uczyniłaby wydobycia gazu łupkowego nieopłacalnym, a Rada i Parlament by ja zaakceptowały, gdyby rzeczywiście położyło
to kres polskim nadziejom, to poparcie dla UE w ciągu paru dni mogłoby spaść do
irlandzkiego poziomu. Bez względu na uzasadnienia towarzyszące decyzji. Polacy mogą popierać UE i być przeciw wprowadzeniu euro,
ale ich poparcie dla UE będzie bardziej bezpośrednio związane z poparciem UE
dla gazu łupkowego. Czy Komisja Europejska jest świadoma symbolicznego wymiaru
łupków? Obawiam się, że nie. Więc jeśli Donald Tusk jeszcze tego nie zrobił, to
pewnie powinien złapać za telefon i zadzwonić do Barroso. To nie jest
techniczne zagadnienie na ministerialnym poziomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz