2012-09-20

Jak zakazać psucia demokracji w demokratycznych państwach


Eurodeputowani domagają się sankcji wobec Węgier, styczeń 2012
Stan demokracji na Węgrzech i w Rumunii budził i budzi sporo obaw wśród polityków, mediów i opinii publicznej w UE a poza Unią. Wypowiadały się w tej sprawie unijne instytucje, Parlament i Komisja Europejska. W ogniu krytyki znalazła się przez jakiś czas Francja. Bułgaria też bywa wytykana palcami. Wszystko wygląda na to, że po raz drugi w dziejach UE na listę demokracji problematycznych dopisana zostanie Austria.

Jak popsuć demokrację

Na Węgrzech chodzi o zagrożenia wywołane lub usankcjonowane zmianą Konstytucji i powodzią nowych ustaw i rozporządzeń przewracających do góry nogami porządek prawny tego państwa oraz o rolę premiera Orbána. Francja, za czasów Sarkozy'ego, miała problem ze swym stosunkiem wobec Romów z Rumunii i Bułgarii i wcale nie jest pewne, czy został on rozwiązany. Włochy, za rządów Berlusconiego, regularnie oskarżane były o nieprzestrzeganie zasad demokratycznego państwa prawa w wielu dziedzinach, miedzy innymi sądownictwa i wolności mediów, jak obecnie Węgry. Rumunia została ostatnio przywołana do porządku z powodu konfliktu u szczytów władzy, między premierem Pontą a prezydentem Basescu. Wszystko w atmosferze trudnej do wykorzenienia korupcji. Powszechna korupcja, zarówno w sferze gospodarki jak i życia politycznego, jest też problemem Bułgarii. We wszystkich tych krajach sytuacja jest odmienna, a czynniki postrzegane jako zagrożenie demokracji  bardzo zróżnicowane. Ale to właśnie obawy o stan demokracji stanowią wspólny mianownik wszystkich tych przypadków.

Jak napisać instrukcję ratowania demokracji

Dotyczy to również Austrii. I to nie po raz pierwszy. Poprzednio chodziło jednak o coś innego. Do koalicyjnego rządu weszła w 2000 roku skrajnie prawicowa ÖVP-FPÖ łamiąc niepisaną zasadę obowiązującą w Unii (wcześniej EWG), że skrajnej prawicy do rządu się nie zaprasza (zasada ta, co ciekawe, nie obejmowała skrajnej lewicy – to wynik hierarchii zagrożeń przyjętej po II wojnie światowej). Gdy wcześniej, w 1984 roku, Silvio Berlusconi wpuścił do rządu Alleanza Nazionale Europa zamarła. Ale w przypadku Austrii nie było już efektu zaskoczenia i Europa postanowiła się postawić. Brak jednak było traktatowych kompetencji, które pozwoliłyby podjąć skuteczne działania podważające, było nie było, demokratyczne decyzje podejmowane w suwerennym państwie. Skończyło się na chwilowym ostracyzmie, pustych gestach, zostało poczucie bezsilności. 

Dlatego od czasu traktatu Nicejskiego (ulubionego traktatu PiS), Unia wyposażyła się w odpowiednie przepisy (artykuł 7. Traktatu o UE). Daje on państwom członkowskim możliwość nacisku na kraj, który dopuszcza się pogwałcenia zasad demokracji i europejskiego systemu wartości (opisanego w artykule 2. Traktatu o UE). Ale jego zastosowanie jest tak skomplikowane, że procedura przewidziana w traktacie nigdy nie została nawet rozpoczęta. Choć propozycje takie pojawiały się kilkakrotnie, na przykład wobec Polski, za czasów rządu koalicji PiS, LPR i Samoobrony a ostatnio wobec Węgier pod rządami Viktora Orbána i wobec Rumunii.

Jak naprawić demokrację w praktyce

Problem dostrzegł w swoim orędziu o staniu UE Barroso: "Potrzebujemy lepiej rozwiniętego wachlarza instrumentów – nie wystarczy już wybór między miękką władzą politycznej perswazji a radykalnym rozwiązaniem z art. 7 Traktatu." Pięknie. Od tego, czy potrzebie tej uda się sprostać przy pisaniu nowego traktatu, zależeć będzie poniekąd prawdziwość innego stwierdzenia tego samego autora: "W demokracji nie ma problemów politycznych, dla których nie dałoby się znaleźć politycznego rozwiązania." Na razie na tytułowe pytanie nie ma odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...